Pieśni Stanisława Moniuszki są specjalnością Urszuli Kryger (mezzosopran). Płytę z wyborem tych miniatur na głos i fortepian artystka wydała już u progu swej kariery w 1995 r., niedługo po wygranej na Konkursie Moniuszkowskim w Warszawie (1992 – pierwsza edycja doprowadzona do skutku przez Marię Fołtyn, która zasiadała w jury) i na Konkursie ARD w Monachium.
Warto przypomnieć, że pieśni – obok oper – są najistotniejszym punktem w dorobku twórcy „Halki”. Moniuszko miał wyjątkową predylekcję do tej uroczej formy muzycznej, przede wszystkim dzięki swojej genialnej inwencji melodycznej. Pozostawił po sobie około trzystu pieśni zebranych w zeszytach zwanych „Śpiewnikami domowymi”. Jego ideą, by nie powiedzieć misją było bowiem trafienie z tymi pieśniami „pod strzechy”, do polskich domów, gdzie mogłyby być wykonywane w rodzinnych i towarzyskich gronach. Był to też dla niego sprawdzony sposób na szybki zarobek, a pieniędzy potrzebował, ponieważ miał na utrzymaniu wielodzietną rodzinę. Pieśni pisał szybko, oddawał je wydawcy, odbierał wynagrodzenie. A jednak są to dzieła mistrzowskie – niektóre stały się wręcz ikoną polskiej pieśni, jak „Prząśniczka”. Wymagają wrażliwego, subtelnego wykonawcy, który ukaże ich kruche piękno.
Sobotni wieczór na Festiwalu romantycznych kompozycji wypełniło 18 pieśni Moniuszki do słów polskich poetów w interpretacji Urszuli Kryger, której przy fortepianie towarzyszył Paweł Cłapiński. Artyści zaczęli od pieśni pogodnych i prostych, z których tylko „Złota rybka” wyróżniała się kujawiakowym smętkiem. „Wiośnianka” do słów Goethego w przekładzie T. Matuszewskiego miała akompaniament przypominający pieśni Schuberta, podobnie jak „Grajek”, w którym odzywają się echa dźwięków liry korbowej obecne też w „Podróży zimowej” Schuberta.
Pogodną część recitalu, w której artystka przypomniała kapitalnie skomponowaną „Niepewność” do słów Adama Mickiewicza, zakończyła po mistrzowsku, jakby na jednej wijącej się linii (nitce?) zaśpiewana „Prząśniczka”. Urszula Kryger daje słuchaczowi komfort rozumienia każdego słowa – jej dykcja jest nienaganna. Ale to słowo – czasem wysokich poetyckich lotów – nigdy nie jest podane obojętnie. Kryger uosabia najlepszy styl interpretowania pieśni, w którym słowo jest rdzeniem melodii, niesie własne znaczenia i pozostaje z muzyką w harmonijnym połączeniu. W takim typie wykonywania pieśni wokalista jest po trosze aktorem, nie unika pozamuzycznej ekspresji jako dopełnienia muzycznego przekazu. Dlatego słowa – nie tylko nuty – w ustach Urszuli Kryger są bardzo plastyczne (dosadne „tupnęła nóżką” w pieśni „Dziewczę i ptak” do słów Aleksandra Michaux).
A jeśli chodzi o muzyczny kolor, to świetnym przykładem jest sposób, w jaki Kryger śpiewała „Jaskółeczkę” do wiersza Wincentego Pola – kształt frazy przy słowach „Jaskółeczko, jaskółeczko! Z czym przybywasz do tej wioski” miał w sobie coś migoczącego i ulotnego jak ptasie piórka.
Drugą część recitalu wypełniły pieśni mroczniejsze, dramatyczne i pesymistyczne. „Do Niemna” Kryger zaśpiewała z uniesieniem, ballada „Lirnik wioskowy” była przygotowaniem do grobowego nastroju „Piosenki obłąkanej Ofelii” (znów echa Schuberta), w której śpiewaczka stworzyła niezwykły nastrój i do końca trzymała słuchacza w napięciu. Pieśni „Do pączka” i „Łza” wcale nie przyniosły ukojenia, podtrzymały tylko nastrój melancholii.
Ten oddalił się dopiero w ostatnim zestawie pieśni („O Zosi sierocie”, „Jaskółeczka”, „Dziewczę i ptak”) zakończonym „Dobrą nocą”, a następnie podanym na bis „Kotkiem” i wreszcie piękną pieśnią „wspólnotową” „Po nocnej rosie”, do której współwykonania artystka zaprosiła także publiczność – jak się okazało, na widowni znajdowało się sporo osób, które znały nie tylko melodię tej pieśni, ale również jej słowa.
Anna S. Dębowska
Sobota, 3 września, Pałac na Wyspie w Łazienkach Królewskich w Warszawie
Najnowsze komentarze