Hummel i Dobrzyński – tria dwa

1.

Po poniedziałkowym recitalu wokalnym, pieśniowo-operowym Gabrieli Legun, piątego dnia Festiwalu romantycznych kompozycji przyszedł czas na kameralistykę. W Pałacu na Wyspie, który w naturalny sposób odgrywał rolę salonu muzycznego zabrzmiały tria fortepianowe Johanna Nepomuka Hummla i Ignacego Feliksa Dobrzyńskiego w wykonaniu Marii Machowskiej (skrzypce), Magdaleny Bojanowicz (wiolonczela) i Grzegorza Skrobińskiego (fortepian). 

Dobrzyński, uczeń Józefa Elsnera, podobnie jak Chopin wychował się na muzyce Hummla, który za życia był kompozytorem bardzo wpływowym, po śmierci zaś został zapomniany. Hummel, Austriak węgierskiego pochodzenia, był uczniem Mozarta, Haydna, Salieriego i Clementiego, czołowym przedstawicielem salonowego stylu brillant, jeszcze wywodzącego się z klasycyzmu, ale stanowiącego pożywkę dla kompozytorów romantycznych, by znów wspomnieć o Chopinie i jego dwóch młodzieńczych koncertach fortepianowych.

Dobrzyński, syn dyrygenta i kompozytora wykształconego w Wiedniu, wierny był klasycznym regułom, których uczył go Elsner. Hummel był dla niego punktem odniesienia, o czym świadczy to, że polski kompozytor w roku 1834 właśnie jemu dedykował swoje „Grand Trio” op. 17 w tonacji a-moll.

2.

Nim więc Maria Machowska, Magdalena Bojanowicz i Grzegorz Skrobiński wykonali to znakomite dzieło Ignacego Feliksa Dobrzyńskiego, poprzedzili je Triem fortepianowym E-dur op. 83 – taki programowy ukłon w stronę kompozytora, którego Ignacy Feliks Dobrzyński miał za mistrza.

W obu tych utworach wiodącą rolę odgrywa fortepian, skrzypce i wiolonczela ograniczają się głównie do akompaniamentu, czasem kontrapunktu dla partii fortepianu, przejmują od niego frazę lub ją dopowiadają. To właśnie fortepian ze swoją ruchliwością pełną figuracji i modulacji harmonicznych reprezentuje ów czysty styl brillant, którym tak po mistrzowsku posługiwał się Hummel, co zostało dobrze podchwycone przez pianistę. 

W Triu a-moll Dobrzyńskiego jego rola nabrała jeszcze większego znaczenia – Skrobiński, pianista kameralista, adiunkt w Katedrze Kameralistyki Fortepianowej Uniwersytetu Muzycznego w Warszawie, w tym dziele musiał się zmierzyć z właściwie solistyczną fakturą partii fortepianu, która zwłaszcza w czwartej części zaczyna przypominać koncert fortepianowy, z takim rozmachem jest napisana.

Trio a-moll to dzieło przepełnione ciekawymi pomysłami harmonicznymi i wyrazowymi, rozbudowaną chromatyką, popisowe, głównie dla pianisty. Już w pierwszej części Allegro moderato fortepian intonuje wyrazisty bohaterski temat. W części drugiej, wdzięcznym Scherzo: Allegro vivace w formie ABA delikatnie i finezyjnie brzmi część środkowa, co zostało bardzo ładnie wydobyte przez muzyków. Grzegorz Skrobiński jest pianistą bardzo sprawnym, pod którego palcami muzyka płynie wartkim, niepowstrzymanym nurtem. Czasem jednak w tym nurcie brakowało mi większej plastyczności frazowania i modulowania barwy brzmienia, ale to właśnie pojawiło się w drugiej części Tria a-moll. W części trzeciej – Adagio: Fantastico pianista nie całkiem chyba uwierzył w znaczenie, jakie Dobrzyński przypisał tu partii fortepianu. Ta część to w istocie fantazja na ten instrument, bogato, wręcz fantazyjnie zdobiona ornamentami muzycznymi, z charakterystycznym, nieco figlarnym motywem krótkiej drobnej figury rytmicznej przechodzącej w dół przez trzy oktawy. 

Najlepiej w wykonaniu całej trójki zabrzmiała część czwarta Tria a-moll Rondo: Allegretto z charakterystycznym refrenem w rytmie krakowiaka. Pojawia się w tej części i fugato, i technika wariacyjna i zapis wymagający od pianisty błyskotliwej techniki palcowej. Dobrzyński napisał partię fortepianu dla pani Joanny z Orłowskich Naimskiej, która w Warszawie prowadziła salon artystyczny, zachwycony jej doskonałą grą. Ale również skrzypce i wiolonczela mają w tej części więcej do grania – skrzypce przypominają np. refren ronda utrzymany w rytmie krakowiaka. To był moment, gdy Maria Machowska, nietypowo dla siebie pozostając na dalszym planie, przejęła inicjatywę, a jej skrzypce zabrzmiały drapieżnie z wirtuozowskim zacięciem.

3.

I dopiero w zagranej po Triu a-moll miniaturze „Souvenir de Dresde” op. 47 Dobrzyńskiego, obie artystki – skrzypaczka i wiolonczelistka – mogły zabłysnąć muzykalnością. Fortepian intonuje poważny, poetycki wstęp, później jednak schodzi na dalszy plan, do roli akompaniamentu, zaś piękną, zmieniającą się wyrazowo melodię przejmują skrzypce. Melodia ta z początku ma charakter romansu, później pojawia się w niej nowa myśl, bardziej dramatyczne, co dobrze zaznaczyła Machowska, później zaś przechodzi w salonowo-sentymentalny nastrój, by zostać przejętą przez wiolonczelę. Magdalena Bojanowicz zrobiła to po mistrzowsku, eksponując śpiewność tego instrumentu, ale nie przekraczając delikatnej granicy dzielącej elegancję klasycyzmu od rozwibrowanej emocjonalności późnego romantyzmu, która nie leżała w charakterze muzyki Dobrzyńskiego. 

Anna S. Dębowska

Wtorek, 6 września, Pałac na Wyspie w Łazienkach Królewskich w Warszawie