Wielkanocny Festiwal od lat specjalizuje się w odkrywaniu i zapraszaniu wybitnych solistów, zespołów i orkiestr, z którymi – niejednokrotnie – właśnie tu spotykamy się po raz pierwszy. Tak było w wieloma wspaniałymi orkiestrami symfonicznymi i ich dyrygentami, którzy nie tylko na stałe zapadli w pamięć melomanów, ale na stałe związali się z tą imprezą.
Nowym, tegorocznym odkryciem była występującą w Warszawie po raz pierwszy Tonhalle-Orchester Zürich pod kierownictwem swego nowego dyrygenta/dyrektora artystycznego Lionela Bringuiera.
Spotkanie z Tonhalle-Orchester Zürich otwierała uwertura koncertowa “Con brio” Jörga Widmanna, w której kompozytor lekkim geste, a jednocześnie nie rezygnując z nowoczesnych środków wyrazu nawiązuje do symfonicznej tradycji Beethovena. Głównym punktem tego programu miało być jednak wykonanie IV Koncertu fortepianowego G-dur op. 58 Ludwiga van Beethovena, z solową rolą znakomitego pianisty Yefima Bronfmana. Losowe zdarzenia sprawiły jednak, że artystę w ostatniej chwili musiała zastąpić młoda chińska pianistka Ran Jia. Czy zmiana wyszła na dobre? Tego nigdy się nie dowiemy, wszak nie usłyszeliśmy interpretacji Bronfmana, by móc ją porównywać z wykonaniem 25-letniej Chinki. A jednak występ Ran Jia przyniósł niekłamany zachwyt. Pianistka od pierwszych fraz czarowała bowiem dźwiękiem delikatnym, pełnym subtelności, a mimo to z łatwością przebijającym się przez orkiestrowe tutti.
Warte podkreślenia jest również kapitalne porozumienie na linii solista – dyrygent – orkiestra. Dzięki wytrawnej sztuce dyrygenckiej Bringuiera, a może także za sprawą legendarnego już mistrzostwa orkiestry Zürichu zabrzmieli niczym jeden instrument. Zresztą o mistrzostwie tym przekonać się mogliśmy w samym finale koncertu, w którym zabrzmiał Koncert na orkiestrę Béli Bartóka. Ogrom dynamicznych barw, pięknie ich cieniowanie, symfoniczny ogrom wolumenu brzmienia, a jednocześnie arcyciche pianio-pianissimo, doskonałe wyczulenie na każdy gest dyrygenta, a wreszcie jego, kapitalna interpretacja – wszystko to sprawiło, że słuchanie Szwajcarów stało się wybrnym świętem. Ale czy podczas festiwalu mogłoby być inaczej?
Przed występem szwajcarskiej orkiestry melomani mogli jeszcze uczestniczyć w dwóch festiwalowych koncertach. Na Zamku Królewskim wystąpił najpierw rosyjki pianista Alexei Volodin, a zaraz potem Shanghai Quartet z pianistką Mūzą Rubackytė i altowiolistką Katarzyną Budnik-Gałązką.
Volodin zaprosił nas na niezwykły program „Szekspir w muzyce”, prezentując m.in. suitę fortapianową “Romeo i Julia” op. 75 Sergiusza Prokofiewa, Scherzo ze “Snu nocy letniej” Felixa Mendelssohna (w opracowaniu Rachmaninowa), Baśń cis-moll op. 35 nr 4 Mikołaja Medtnera oraz I Sonatę fortepianową d-moll op. 28 Rachmaninowa. Wierni fani Wielkanocnego Festiwalu pamiętają rosyjskiego pianistę z poprzednich lat (jednych zachwycał, inni krytykowali go za zby potężny dźwięk). W tym roku artysta dał się poznać z nico innej strony, choć zamkowa sala nie należy do najlepszych, zwłaszcza w przypadku tak dynamicznych pianistów (występ Volodina porównać możemy z popisami modszych pianistów, laureatów międzynarodowych konkursów, których usłyszeliśmy w tym samy miejscu kilka dni wcześniej). Szekspirowski recital miał w sobie niezwykły ładunek emocjonalny. Volodin kapitalnie zresztą cyzelował napięcie (zwłaszcza w suicie “Romeo i Julia” oraz w scherzo ze “Snu nocy letniej”). Do mnie najbardziej jednak przemawiała jego interpretacja Sonaty Rachmaninowa – monumentalna, porywająca, chciałby się wręcz powiedzieć pełnokrwista. Wbrew opiniom krytyków takiego Volodina lubię najbardziej.
Równie zachwycającym okazło się również drugie tego dnia spotkanie na Zamku Królewskim, którego bohaterme był ceniony Shanghai Quartet oraz towarzyszące mu artystki: litewska pianistka Mūza Rubackytė oraz znakomita polska altowiolistka młodego pokolenia Katarzyna Budnik-Gałązka. Artyści rozpoczęli swój występ od kapitalego wykonania IV Koncertu fortepianowego G-dur op. 58 Beethovena, w odnalezionej i zrekonstruowanej przez Hansa-Wernera Küthena wersji kameralnej na fortepian i kwintet smyczkowy właśnie. Nieznana wersja tego dzieła, ma w sobie niezwykłą – jak na muzykę kameralną – siłę ekspresji. Co zapewne jest też wielką zasługą znakomitej pianistki Mūzy Rubackytė (jako liderki tego wykonania) i równie wspaniale z nią koncertujących smyczków. Artyści słusznie zresztą nagrodzeni zostali owacjami, by po przerwie, w okrojonym już do samego kwartetu składzie, zaprezentować kolejną mistrzowskią interpretację Kwartetu smyczkowego a-moll op. 132 Beethovena.
Tomasz Handzlik
Najnowsze komentarze