Kiedy chór zagrzmiał ze sceny trudno było uwierzyć, że to prawdziwy, żywy, ludzki instrument. „Te Deum” i monumentalna IV Symfonia Es-dur „Romantyczna” Antona Brucknera zabrzmiały w Filharmonii Narodowej podczas 17. Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena.
Na ten koncert czekałem od tygodni. W naszych filharmoniach, salach koncertowych czy kościołach rzadko się bowiem zdarza usłyszeć Brucknerowskie „Te Deum”, a już bardzo rzadko – w dobrym wykonaniu. Nie rozczarowałem się. W czwartkowy wieczór na festiwalowej scenie pojawiła się orkiestra Sinfonia Varsovia oraz Chór Opery i Filharmonii Podlaskiej pod batutą holenderskiego dyrygenta Huberta Soudanta.
Kilka pierwszych dźwięków i siła brzmienia, a właściwie grzmiący powiew dźwięków rzucił na kolana. Ale ta ogromna moc to nie jedyny, a właściwie nie najważniejszy element. Podlaski Chór zachwycał przede wszystkim doskonałą spójnością, jednorodnym brzmieniem i zrozumieniem idei tego dzieła. W dynamicznym forte fortissimo był jak tnące piorunami rozgniewane niebo, w chwilach gdy „Te Deum” przemieniało się w skrytą, intymną modlitwę zwyczajnego człowieka urzekał delikatnym i natchnionym piano pianissimo. I nie wiem, czy ten chór nie był dla mnie większym objawieniem niż zaproszeni do udziału w koncercie soliści. Tenor Charles Kim czy sopranistka Rebecca Evans śpiewali bez zarzutu. Mało tego – ich głosy znakomicie brzmiały w religijnej, acz pełnej skrajnych emocji kompozycji, a zwłaszcza w pięknie wykonanych ansamblach z towarzyszeniem skrzypiec solo (znakomity koncertmistrz Sinfonii Varsovii). Ale to chór był bohaterem i największą gwiazdą wieczoru.
Czwartkowy koncert pozostanie też w pamięci za sprawą orkiestry. Prowadzona mocną ręka przez Huberta Soudanta nie miała w IV Symfonii chwili wytchnienia. Kompozytor nazwał swe dzieło „Romantische Symphonie” i dopisał doń niejako programowe idee. „Średniowieczne miasto – świt – z miejskich wież rozlegają się poranne sygnały – bramy otwierają się – na dumnych rumakach rycerze ruszają galopem w pole – otacza ich czar lasu – szum drzew i śpiew ptaków – i tak rozwija się romantyczny obraz dalej. Scherzo to »Polowanie«, a jego Trio – »Biesiadna muzyka myśliwych podczas przerwy w polowaniu«” – tłumaczy w katalogu programowym Stanisław Kosz. Wystarczyło więc zamknąć oczy by przenieść się w tę niezwykłą krainę, bo kapitalnie koncertujące rogi już wzywały do rozpoczęcia polowania, zaś mistrzowskie pociągnięcia smyczków, tryle i zwiewne melodie fletów przywodziły na myśl świergot leśnych ptaków.
Układając program tego koncertu organizatorzy Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena połączyli wielkie wokalno-instrumentalne dzieło, będące swoistym wyznaniem wiary Brucknera (napisał je w podzięce Panu Bogu za to, że bezpiecznie przeprowadził go przez cierpienia), z czysto instrumentalną symfonią, której „program” dowodzić może chęci zbliżenia się kompozytora do bardziej przyziemnych, ludzkich spraw. Połączenie to nadzwyczaj ciekawe z historycznego punktu widzenia. Bruckner zmarł bowiem nie dokończywszy czwartej części IX Symfonii d-moll. Zamiast niej zwykło się wykonywać właśnie „Te Deum” (za jego sugestią) jako Symfonii wokalno-instrumentalny finał. I dopiero jego współczesna rekonstrukcja pozwoliła by piękne „Te Deum” mogło znów zaistnieć jako autonomiczny utwór i po blisko 150. latach przynieść kompozytorowi chwałę. Nie bez powodu przecież nazywane jest najwspanialszym religijnym dokonaniem Antona Brucknera.
Tomasz Handzlik
Najnowsze komentarze