Gorącymi brawami zakończył się niedzielny koncert w Filharmonii Narodowej, inaugurujący 17. Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena. Jego bohaterami były zespoły z Krakowa oraz znakomici soliści z kraju i ze świata.
Otwierając uroczysty koncert wiceprezydent Warszawy Włodzimierz Paszyński nie krył słów podziwu dla twórców Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena i zachęcał publiczność: – Korzystajcie państwo z tych kilkunastu dni wypełnionych wspaniałą muzyką. I pomóżcie spełnić to hasło, które razem promujemy już od kilku lat: zakochajcie się w Warszawie.
Ale przecież to zakochiwanie trwa już na dobre. Można by tylko dodać, że wczoraj znów nabrało płomiennej temperatury za sprawą Krakowa. Bohaterami wieczoru inauguracyjnego festiwalu, który narodził się w Krakowie, a od dziesięciu lat odbywa się w stolicy byli bowiem artyści z Krakowa: Orkiestra Akademii Beethovenowskiej oraz Chór Filharmonii Krakowskiej.
Towarzyszyła im międzynarodowa grupa solistów: litewska pianistka Mûza Rubackyté (w Fantazji c-moll na fortepian, chór i orkiestrę op. 80 Ludwiga van Beethovena) oraz sopranistka Sabina von Walther, mezzosopranistka Joanna Dobrakowska, tenor Eric Barry oraz baryton Klemens Sander (w IX Symfonii d-moll op. 125 Beethovena).
Koncert rozpoczął się od Fantazji – utworu, w którym zarówno pianistka, jak też chór i orkiestra mogą zaprezentować swoje solowe możliwości i doskonałości (urzekło przede wszystkim kapitalne solo fletu oraz grupy śpiewaków krakowskiego chóru). Wszyscy jednak czekali na najsłynniejsze dzieło Beethovena – monumentalną IX Symfonię, tym bardziej, że jeden z tematów Fantazji do niej właśnie nawołuje.
Interpretacja prowadzącego zespół ukraińskiego dyrygenta Kirilla Karabitsa od samego początku budziła kontrowersje. Głównie z powodu mocno rozbuchanych temp. Orkiestra Akademii Beethovenowskiej wyszła jednak z tych opresji zwycięsko i potrafiła zachwycić pięknym cieniowaniem barw oraz dynamicznym dyskursem rozgrywającym się w kolejnych grupach instrumentów.
Równie wspaniale zabrzmiał krakowski chór, zwłaszcza gdy zagrzmiał swą wielką siłą w finałowej „Odzie do radości” Schillera.
Wcześniej zabłysnęli w niej soliści, zwłaszcza baryton Klemens Sander, który temat „Ody…” zaintonował mocnym i zdecydowanym głosem oraz Sabina von Walther, urzekająca niezwykłą siłą o przenikliwością perliście czystego sopranu.
Koncert w Filharmonii Narodowej był inauguracją oficjalną, uroczystą, ale 17. Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena rozpoczął tak naprawdę pochodzący z Macedonii pianista Simon Trpčeski, którego solowy recital odbył się w niedzielne południe w Sali Wielkiej Zamku Królewskiego w Warszawie.
Goszczący po raz pierwszy na festiwalu artysta program miał dość mocno zróżnicowany: od „16 Tańców niemieckich” i „Fantazji-Wędrowiec” Franza Schuberta, przez Preludium i fugę organową a-moll Johanna Sebastiana Bacha w opracowaniu Ferenca Liszta, po jego „Wieczory wiedeńskie” i II Rapsodię węgierską.
Ja czekałem przede wszystkim na Bacha, bo choć uważam, że jego dzieła powinny być wykonywane raczej na organach, uwielbiam wsłuchiwać się w tę bogatą polifonię – wielobarwną, misternie utkaną i emanującą jakąś magiczną energią. Nie zawiodłem się, bo Simon Trpčeski – mimo że jest pianistą predestynowanym bardziej do Liszta niż do Bacha – zagrał pięknie, z finezją prowadząc kolejne głosy fugi. Niespodzianką była jednak finałowa Rapsodia węgierska. A właściwie nie niespodzianką, lecz fajerwerkiem. Trpčeski jakby dostał skrzydeł, jakby na scenie zasiadł nie jeden, ale siedmiu pianistów. Żywioł, ogień, pełna gama dynamicznych możliwości instrumentu, a do tego niebywałe zdolności wirtuoza. To było spotkanie ze wspaniałym artystą. I chyba głównie ono pozostanie w pamięci z pierwszego dnia festiwalu.
Ale nie tylko. Zapamiętamy również występ Orkiestry Akademii Beethovenowskiej, jej znakomite brzmienie i zakończone sukcesem zmagania z niełatwą przecież ikoną klasyki – IX Symfonią Beethovena.
Pamiętam jak osiem lat temu OAB inaugurowała festiwal w Warszawie. To były jej początki, bo zespół ukonstytuował się niespełna dwa lata wcześniej, zresztą nie bez znaczącej pomocy Elżbiety Pendereckiej. Pomysłodawczyni i dyrektor naczelna Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena zaryzykowała i dała wielką szansę najmłodszej wówczas w Polsce orkiestrze. Dziś nikt już nie poddaje w wątpliwość, że ryzyko się opłacało, a występ na warszawskim festiwalu nie tylko otworzył orkiestrze drzwi do najsłynniejszych sal koncertowych świata, ale uczynił z niej w pełni profesjonalny zespół.
Tomasz Handzlik
Najnowsze komentarze