Jakże zazdroszczę tym, którzy byli na dzisiejszym koncercie Leipziger Streichquartett i nie muszą o tym pisać! Mogą zachować najżywsze wspomnienia o doskonałym brzmieniu tego zespołu oraz o wspaniałości Beethovenowskich arcydzieł, ale nie muszą walczyć ze słowami w skazanych na porażkę usiłowaniach wyrażenia tego, co zdolna jest wyrazić jedynie muzyka.
Na program koncertu złożyły się: Kwartet D-dur op. 18 nr 3, Wielka fuga B-dur op. 133 oraz Kwartet cis-moll op. 131. Pierwsze dzieło oddane zostało z godną podziwu zręcznością w łączeniu radości i powagi, które zawsze służyły budowaniu muzycznej dramaturgii. Wyczucie formy muzycznej emanowało zarówno ze szczegółów jak i z całości wykonania. Z najwyższym uznaniem trzeba podkreślić, że muzycy Lipskiego Kwartetu uszanowali wszystkie znaki repetycji i zrealizowali owe dyspozycje w sposób idealny. Tak jak humor i powaga obecne są w grze zespołu, tak wiedza oraz instynkt odgrywają kluczową rolę w ich podejściu do wykonywanych dzieł.
Po tak udanym początku wieczoru usłyszeliśmy Wielką fugę B-dur. To wymagające – równie wiele od wykonawców co od słuchaczy – dzieło zostało zagrane znakomicie. Czytelność kontrapunktujących się wzajemnie linii wsparta została idealnym zgraniem i czystością współbrzmień. Trudno sobie wyobrazić lepsze wykonanie.
Wszystkie zalety zespołu ujawniły się raz jeszcze tego wieczoru w Kwartecie cis-moll op. 131. Muzycy Lipskiego Kwartetu znakomicie poprowadzili słuchaczy przez meandry mozaikowej budowy tego dzieła, złożonego z siedmiu bardzo zróżnicowanych ogniw.
Wykonanie było bez zarzutu, czemu służyła świetna technika i niemal doskonała intonacja. Brzmienie Kwartetu było czarujące, a radość muzykowania udzielała się publiczności. Wykonanie zostało przyjęte gorącymi brawami, przy czym publiczność warszawska dokonała odkrycia nowej formy wyrażania uznania wykonawcom, którą nazwałbym run-out ovation. Ledwie ucichała ostatnia nuta Kwartetu cis-moll, a publiczność zerwała się z miejsc i rzuciła do wyjścia, nie przerywając wszakże energicznego klaskania. Rzut oka na zegarek przyniósł wyjaśnienie tego zachowania. Było pięć po siódmej, a o wpół do ósmej zaczynał się już kolejny koncert w sali Filharmonii Narodowej.
Pozostały jeszcze dwa Kwartety z op. 18, które nie były dotąd wykonane przez Leipziger Streichquartett w Warszawie. Z niecierpliwością więc czekam na przyszłoroczne koncerty tego znakomitego zespołu podczas 14. Wielkanocnego Festiwalu Ludwika van Beethovena!
Krzysztof Komarnicki
Najnowsze komentarze