Z każdym dniem nabieram coraz większego przekonania, że tegoroczny Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena wcale nie jest przeglądem symfonicznych czy monumentalnych religijno-oratoryjnych dzieł patrona, ani też galą popisów najwspanialszych śpiewaków, pianistów czy nawet orkiestr (choć ostatnie występy Royal Philharmonic Orchestra czy Rotterdam Philharmonic Orchestra tej akurat tezie zdają się mocno przeczyć). Odnoszę jednak nieodparte wrażenie, że festiwalowa scena stała się prawdziwą areną dla najwybitniejszych skrzypków świata.
Najpierw Arabella Steinbacher z Royal Philharmonic Orchestra, Charlesem Dutoit i fenomenalnym wykonaniem Koncertu Prokofiewa, potem znakomici kameraliści Cuarteto Casals i Emerson String Quartet, a wreszcie fantastyczny Daniel Hope z diabelnie trudną Sonatą na skrzypce solo Erwina Schulhoffa. Wczoraj do grona genialnych skrzypków Wielkanocnego Festiwalu dołączyła Gruzinka Lisa Batiashvili. W jej wykonaniu i prowadzonej przez Yannicka Nézet-Séguina Rotterdam Philharmonic Orchestra usłyszeliśmy Koncert skrzypcowy D-dur op. 61 Ludwiga van Beethovena.
Że Batiashvili jest artystką wyjątkową nikogo przekonywać nie trzeba, wszak dorobek młodziutkiej wciąż skrzypaczki jest oszałamiający. Jednak na żywo polscy melomani mogli się o tym przekonać po raz pierwszy, bo Batiashvili zagościła u nas po raz pierwszy. Czy potwierdziła swą sławę?
W koncercie Beethovena pokazała nie tylko mądrą, spójną w muzycznej dramaturgii interpretację, ale od pierwszej do ostatniej nuty zachwycała też perliście czystym i natchnionym dźwiękiem. Jej flażolety w Allegro ma non troppo były dosłownie nieziemskie, podobnie zresztą, jak pieśniowe i liryczne frazy Larghetta. Kapitalnym towarzyszem solistki okazała się rotterdamska orkiestra, którą Yannick Nézet-Séguin prowadził niezwykle czujnie i delikatnie, by pierwszy głos należał przede wszystkim do Batiashvili. Apogeum jej mistrzostwa nastąpiło w kadencji części I (opracowanie autorstwa Schnittkego). Drapieżne dźwięki towarzyszyły tu subtelnym muśnięciom strun, a pełne szaleństwa frazy mocno kontrastowały z poezją śpiewnego tonu skrzypiec artystki. To był popis arcygenialny! Popis jakiego dawno nie słyszeliśmy na scenach polskich filharmonii.
Nagrodzeni wielominutowymi owacjami artyści na bis wykonali tradycyjną pieśń gruzińską, zaaranżowaną na skrzypce i orkiestrę kameralną, a opatrzoną wyjątkową dedykacją. Lisa Batiashvili zwróciła się do publiczności przyznając, że cieszy się, iż ma wreszcie okazję wystąpić w Polsce, bo to kraj, który dla jej rodziny zawsze był bardzo ważny i bliski. Wskazując zaś na dyrygenta, siebie i orkiestrę powiedziała: – Przyjechaliśmy do Polski zaledwie w kilka dni po rocznicy tragedii, która spotkała waszych rodaków pod Smoleńskiem. To właśnie im, a także wszystkim, którzy wspominają ofiary katastrofy chcielibyśmy zadedykować tę pieśń.
Niedzielny koncert w Filharmonii Narodowej nie skończył się jednak tym smutnym, choć pięknym przecież akcentem. W drugiej części wieczoru Rotterdamczycy wykonali bowiem VI Symfonię h-moll „Patetyczną” op. 74 Piotra Czajkowskiego. Tu Yannick Nézet-Séguin w pełni zaprezentował potęgę swojej orkiestry, która znakomicie odmalowała napięcia, ekstazy (Allegro), jak też utrzymane w stylistyce wdzięcznego i pełnego gracji walca frazy Allegro con grazia. Rozczarowało nieco zagonione i niezbyt subtelne Allegro molto vivace, ale kiedy w samym finale smyczki odezwały się wzruszającym lamentem okazało się orkiestra może brzmieć niczym nabożny chór.
I tak Rotterdam Philharmonic Orchestra dowiodła, że choć w tegorocznym programie Festiwalu bezsprzecznie królują geniusze skrzypiec, to również parę orkiestr i dyrygentów przejdzie niewątpliwie do jego historii.
Tomasz Handzlik
Najnowsze komentarze