Wystarczyło kilka dźwięków i wszystko stało się jasne – oto prawdziwe gwiazdy muzyki symfonicznej! Kompozycje Johannesa Brahmsa, Krzysztofa Pendereckiego i Beethovena zagrała na 17. Wielkanocnym Festiwalu Ludwiga van Beethovena Lipska Orkiestra Symfoniczna MDR pod dyrekcją Kristjana Järviego.
Ten koncert od samego początku przyprawiał nas o dreszcze. Nie tylko z powodu towarzyszącej mu uroczystości podpisania umowy o współpracy pomiędzy Telewizją Polską S.A., Polskim Radiem S.A. i niemiecką rozgłośnią radiowo-telewizyjną Mitteldeutscher Rundfunk (to pod jej skrzydłami występuje Lipska Orkiestra Symfoniczna MDR). Przede wszystkim dlatego, że wielkim szacunkiem i estymą darzymy całą muzyczną rodzinę Kristjana Järviego (dyrygentami są jego ojciec Neeme Järvi i brat Paavo Järvi), jak również jego zespół. Obejmując stanowisko pierwszego dyrygenta lipskiej orkiestry Järvi przejmuje pałeczkę po tak znamienitych osobistościach jak Hermann Abendroth, Herbert Kegel, Wolf-Dieter Hauschild, Fabio Luisi oraz Jun Märkl. Czy jest godnym ich następcą? Po wczorajszym koncercie, festiwalowym fajerwerku nikt chyba nie ma wątpliwości.
Dla wiernych słuchaczy i wielbicieli tego zespołu oraz dyrygenta to oczywistość. Dla tych, którzy słuchali ich na żywo po raz pierwszy stało się to jasne zapewne po kilku pierwszych nutach otwierającej wieczór „Uwertury akademickiej” op. 80 Johannesa Brahmsa. Każda fraza, każdy dźwięk, każdy moment dynamicznej narracji brzmiały doskonale. A kiedy wreszcie dobiegły ze sceny dobrze nam znane, pompatyczne dźwięki hymnu „Gaudeamus igitur” moglibyśmy już wykrzyczeć: oto mistrzowie muzyki symfonicznej.
Mocną cezurą, jakby przeniesieniem w zupełnie inny świat był II Koncert skrzypcowy „Metamorfozy” Krzysztofa Pendereckiego.
Stało się tak głównie za sprawą wykonawcy partii solowej – Jarosława Nadrzyckiego, który już trzy lata temu zadebiutował w tym utworze u boku samego kompozytora. Kiedy wsłuchiwałem się wczoraj w dźwięk jego skrzypiec, w pełne i mocno nasycone, krwiste – chciałoby się powiedzieć – brzmienie, nie mogłem uwierzyć, że to interpretacja młodego bądź co bądź artysty.
II Koncert skrzypcowy to dzieło trudne i wymagające. Dzieło, które kompozytor pisał z myślą o jednej z największych skrzypaczek naszych czasów – Anne-Sophie Mutter. Nadrzycki okazał się jednak fantastycznym jego wykonawcą
Zaskoczył też Kristjan Järvi, który – co tu kryć – specjalizuje się przecież w zupełnie innym nurcie muzyki klasycznej. Kompozycję Pendereckiego poprowadził jednak rozważnie i z należytym jej zmiennym dramatyzmem.
W finale tego wieczoru powróciliśmy do symfonicznej muzyki XIX wieku. I kiedy zabrzmiała VIII Symfonia Beethovena (oraz liczne bisy) dyrygent nie krył już emocji. Tańczył, podskakiwał, bawił się tą pogodną muzyką, czyniąc z niej jednocześnie najpiękniejszą tęczę świata. Orkiestra nie pozostawała mu dłużna dowodząc, jak wiele pogody ducha można odnaleźć w muzyce wiedeńskiego klasyka.
Owacjom nie było końca, a artystom akurat w to było graj. Dopiero po trzecim, a może czwartym bisie dyrygent energicznym ruchem popchnął koncertmistrza, w duchu (albo szeptem) mówiąc zapewne: „Zabieraj orkiestrę, wychodzimy! Bo inaczej nigdy już nas stąd nie wypuszczą.” I pojechali do Krakowa, by swym występem uświetnić jubileusz 40-lecia partnerskiej współpracy łączącej stolicę Małopolski z Lipskiem. W Warszawie zaś długo jeszcze o nich będziemy pamiętać, bo to jeden z tych koncertów, który bez wątpienia stanie na podium najwspanialszych muzycznych wydarzeń roku.
Tomasz Handzlik
Najnowsze komentarze