Jak założyć prawdziwy trawnik? Cóż, wystarczy podlewać i kosić go codziennie – przez trzysta lat. A jak się zakłada kwartet smyczkowy? Trzeba wziąć czwórkę młodych, obiecujących solistów, posadzić ich do pulpitów, dać im ambitny repertuar do zagrania, wysłać ich do najlepszych zespołów po naukę i po trzydziestu latach – już jest.
Stworzenie zespołu kameralnego z artystów reprezentowanych przez Stowarzyszenie Ludwiga van Beethovena i powierzenie im wymagającego repertuaru było znakomitym pomysłem. Aby jednak uzyskać dodatkową jakość, należałoby rozważyć jeszcze kilka kwestii. Po pierwsze – czy zespół ten ma stać się czymś więcej niż li-tylko festiwalową efemerydą. Następnie należy zdecydować o obsadzie pulpitów, a wybór to niełatwy. Smyczki prowadzone przez Marię Machowską mają głębokie, ciemne i nasycone, ekspresyjne brzmienie. Gdy prymariuszką jest Agata Szymczewska, dźwięk jest jaśniejszy, ekspansywny, a gra zespołu staje się bardziej dynamiczna i pełna energii. Wystąpiło dziś też dwóch znakomitych wiolonczelistów, Rafał Kwiatkowski i Bartosz Koziak; każdy z nich dał inną jakość gry, barwy i ekspresji. Wreszcie trzeba mieć altowiolistę – działania Artura Rozmysłowicza zostały zapowiedziane jako „występ gościnny”. Podsumowując, obiecujący młodzi muzycy, którzy zaprezentowali się w kameralnym repertuarze podczas dwóch weekendowych koncertów mają potencjał, aby stworzyć znakomity kwartet. To wymagać będzie jednak czasu, cierpliwości – i wsparcia.
Koncert niedzielny, oznaczony na godzinę dwunastą w południe, rozpoczął się z opóźnieniem ze względu na Półmaraton Warszawski. Impreza zupełnie zdezorganizowała komunikację stolicy, dotarcie na Zamek Królewski graniczyło z cudem, ale wysiłek wart był podjęcia. W programie znalazł się Kwintet fortepianowy g-moll op. 57 Dymitra Szostakowicza, Kwartet fortepianowy a-moll Gustava Mahlera oraz Kwartet fortepianowy Alfreda Schnittkego. Podobnie jak w sobotę partie fortepianu wykonał koreański pianista Ian Yungwook Yoo.
Agata Szymczewska potrafiła również wykreować ciemny ton smyczków, jakże odpowiedni dla dzieła Szostakowicza. Świetne było nasycenie emocjonalne pierwszej części Kwintetu. Szlachetne piano korespondowało z wybijającym się brzmieniem altówki. Pianista potrafił dostosować swój dźwięk do barwy smyczków, ale, co zaskakujące, nie zawsze się o to starał.
Makroforma Kwintetu została zbudowana na zasadzie kontrastu, z demoniczno-groteskowym scherzem plasującym się pomiędzy ekspresyjną częścią pierwszą a lirycznym ustępem trzecim. Zwieńczeniem dzieła był, raptownie urywający się, finał, przyjęty z uznaniem przez słuchaczy. Po krótkiej przerwie na przemeblowanie zespołu usłyszeliśmy przepiękny fragment nieukończonego, młodzieńczego Kwartetu fortepianowego a-moll Gustava Mahlera, należący bez wątpienia do najwartościowszych kart jego twórczości. Następnym punktem programu był Kwartet fortepianowy Schnittkego, oparty na dwudziestoczterotaktowym szkicu scherza, zaplanowanego przez Mahlera jako część druga Kwartetu fortepianowego. Schnittke zapożyczył materiał muzyczny od Mahlera, stworzył jednak dzieło odrębne, własne całkowicie współczesne, pełne wyrazu, pięknie brzmiące, barwne i efektowne. Po znakomitym wykonaniu obu Kwartetów muzycy ponownie zagrali fragment Mahlera na bis.
Czas pokaże, czy byliśmy świadkami narodzin znakomitego zespołu kameralnego, z którego Beethoven byłby dumny.
Krzysztof Komarnicki
Najnowsze komentarze