Inauguracja pod batutą Andrzeja Boreyko

  1. Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena rozpoczął się nietypowo, raczej jak koncert kameralny, niż uroczyste otwarcie wielkiego święta muzyki. W sobotę rząd wprowadził w całym kraju żółtą strefę, która w przypadku koncertów oznacza ograniczenie liczby słuchaczy do 25 procent miejsc na widowni. Nieliczni szczęśliwcy mogli więc słuchać pierwszego festiwalowego koncertu na żywo w sali koncertowej Filharmonii Narodowej. Dzięki inicjatywie Stowarzyszenia im. Ludwiga van Beethovena można cały festiwal – wszystkie jego koncerty – oglądać bezpłatnie online, na kanale YouTube.

 

Koncert rozpoczął się na znak dany przez obecną na widowni Elżbietę Penderecką, prezes Stowarzyszenia im. Ludwiga van Beethovena i dyrektor generalna Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena.

Gdy zabrzmiał pełen melancholii temat Ciaccony z Polskiego Requiem Krzysztofa Pendereckiego w wykonaniu muzyków kwintetu smyczkowego Orkiestry Filharmonii Narodowej pod dyrekcją Andrzeja Boreyki, nie sposób było nie pomyśleć o kompozytorze, który odszedł w marcu tego roku. Krzysztof Penderecki zawsze obecny był na Festiwalu Beethovenowskim, słuchał koncertów, dyrygował swoimi utworami. Fizyczny brak jego osoby na tegorocznej edycji dało się odczuć, nawet mimo rekompensaty w postaci jego pięknej muzyki. Dziewięć kunsztownych wariacji na temat Ciaccony z uczuciem wykonanych przez smyczkowców Orkiestry Filharmonii Narodowej wprowadziło słuchaczy w nastrój zadumy.

 

Następny utwór wymagał już większej obsady orkiestry. Australijski kompozytor Brett Dean opracował trzecią część Kwartetu smyczkowego F-dur op. 59 nr 1 Ludwiga van Beethovena z cyklu trzech kwartetów napisanych dla księcia Andrzeja Razumowskiego. Dean „przełożył” utwór na orkiestrę smyczkową i instrumenty dęte drewniane, które urozmaicały paletę kolorystyczną utworu, choć można było go sobie doskonale wyobrazić wyłącznie w wersji smyczkowej, czyli zgodnie ze swoim pierwotnym przeznaczeniem.

Adagio molto e mesto, wspomniana część trzecia Kwartetu F-dur, powstała niedługo po III Symfonii „Eroice” – w obu tych dziełach pojawia się rodzaj marsza żałobnego pamięci bohatera. Znam różne interpretacje tego utworu, np. kanoniczne nagranie Guarneri Quartet

mocno akcentuje uroczysty i marszowy funeralny charakter Adagia. Andrzej Boreyko nie poszedł w tę stronę, zatarło się więc również skojarzenie z Eroicą, jednak wrażenie obcowania z czymś ponadczasowym i wszechogarniającym pozostało, choć mniej tu było dramatyzmu, a więcej melancholijnego smutku.

 

W Kwartecie F-dur Adagio molto e mesto przechodzi bezpośrednio attacca do części czwartej, która ma charakter tańca rosyjskiego. Po posępnym f-moll powraca w niej pogodna tonacja F-dur. Andrzej Boreyko zaskoczył słuchaczy zastosowaniem tej samej formuły, ale w innym znaczeniu. Adagio Beethovena przeszło bezpośrednio w I Symfonię c-moll op. 68 Johannesa Brahmsa – jego żałobny charakter w tony nie mniej mroczne, ale mocniej nasycone dramatyzmem. W swojej pierwszej symfonii utrzymanej w „beethovenowskiej” tonacji c-moll Brahms dał dowód autentycznego duchowego powinowactwa z mistrzem z Bonn, zarówno w tragicznym przeczuciu ludzkiego losu, jak i witalności, którą pulsuje muzyka obu panów B.

Andrzej Boreyko zaskoczył powściągliwością w stosowaniu temp: pierwszą część poprowadził bardzo dobitnie, wręcz powściągając temu, a więc nie tak jak chciał kompozytor un poco sostenuto, tylko raczej molto sostenuto. A jednak była to zwarta interpretacja, powolne tempo dodawało muzyce powagi i rysu tragizmu. W drugiej części muzycy eksponowali płynny, śpiewny rysunek prowadzonej na szerokim oddechu frazy.

Dość powolna była również trzecia część, rodzaj scherza, w którym pojawiają się pogodniejsze tony, na szczęście zamierzona powolność, mocne osadzenie tempa i spokój nie były się pozbawione elementu grazioso. Niezwykle szlachetnie zabrzmiała część czwarta, a w niej chorał instrumentów dętych, który dzięki odpowiednio wyeksponowanemu głosowi fagotu nabrał cech bardzo archaicznych, trafnie u kompozytora, który tęsknił za tradycją i muzykę baroku uważał za ideał.

Orkiestra Filharmonii Narodowej z powodu obostrzeń antycovidowych grała w zmniejszonym składzie (ok. 40 muzyków), ale nie wpłynęło to na jakość brzmienia, gęstego, nasyconego i oddającego złożoność Brahmsowskich harmonii.

 

Anna S. Dębowska

 

Sobota, 10 października, Filharmonia Narodowa w Warszawie