Słynna III Symfonia w wersji na kwartet fortepianowy i zachwycający feerią barw Septet Es-dur po raz kolejny udowodniły, że kameralne dzieła Ludwiga van Beethovena mają równie wielką co symfoniczne siłę oddziaływania.
„Beethoven i idea wolności” – to myśl przewodnia 18. Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena. Podkreślać ma znaczenie patrona imprezy jako jednego z pierwszych kompozytorów, w którego twórczości i postawie artystycznej mocno rezonują hasła czy idee wolnościowe zarówno wieku oświecenia, jak i rewolucji francuskiej. Z myślą tą doskonale korespondują zawarte w programie Festiwalu kompozycje, w tym jedyna opera Beethovena – „Fidelio” czy słynna III Symfonia Es-dur „Eroica” op. 55. „Eroica” zabrzmi tu zresztą aż dwukrotnie. Pierwsza jej prezentacja była jednak dość nietypowa, bo przeznaczona na kwartet fortepianowy. To opracowanie jest dziełem Ferdinanda Riesa, ucznia, a zarazem kopisty i sekretarza kompozytora.
Historia kameralnych transkrypcji jest dość ciekawa. Obserwując sukces danego utworu kompozytorzy i muzycy podejmowali się licznych opracowań, które mogły im przynieść wymierne korzyści. Sam zresztą Beethoven, zdając sobie sprawę z rosnącej popularności swojej muzyki dokonał przecież kilku transkrypcji, w tym II Symfonii na trio fortepianowe (dokładnie w tym samym roku, kiedy odbyło się prawykonanie „Eroiki”). Wiedział, że to jedyny sposób aby dotrzeć do tych słuchaczy, którzy mieszkają z dala od kulturalnych centrów. Opracowywał więc symfoniczne dzieła na fortepian, dwa fortepiany czy kameralny zespół.
Z taką właśnie wersją „Eroiki” spotkaliśmy się podczas wtorkowego wieczoru. Na scenie Filharmonii Narodowej wykonał ją międzynarodowy zespół w składzie: Florian Uhlig – fortepian, Agata Szymczewska – skrzypce, Amihai Grosz – altówka, Rafał Kwiatkowski – wiolonczela.
Artyści kapitalnie odmalowali doskonale znane z rozmachu i siły orkiestrowego tutti triumfalne fanfary, patos i żałobny tragizm Marcia funebre czy witalny i pogodny nastrój Scherza. Dziś, kiedy przywykliśmy raczej do oryginalnych wykonań utworów Beethovena, to opracowanie mogło się wydawać niepełne czy też dalekie od brzmieniowego ideału. Miało jednak – jak podkreśla w katalogu programowym Maciej Negrey – pewną wartość historyczną. Mogliśmy je bowiem usłyszeć w takiej wersji, jaką poznali współcześni kompozytorowi „mieszkańcy okolic oddalonych od siedzib orkiestr symfonicznych i bywalcy salonów. A jest to na pewno ciekawe doświadczenie.”
Zresztą, dzięki zaproszonemu na Festiwal kwartetowi zyskało ono prawdziwą głębię.
Chwilę później mogliśmy się przekonać, jak bardzo różne jest kameralne opracowanie symfonicznej kompozycji od utworu oryginalnie skomponowanego z przeznaczeniem na kameralną obsadę. Zabrzmiał bowiem Septet Es-dur op. 20 Beethovena, a do artystów, których podziwialiśmy w pierwszej części wieczoru dołączyli (poza pianistą Florianem Uhligiem): Jurek Dybał – kontrabas, Michel Lethiec – klarnet, Giorgio Mandolesi – fagot, André Cazalet – róg.
Septet Es-dur to skrzyżowanie klasycznej mozartowskiej szkoły z wczesnoromantycznymi zdobyczami Beethovena. Utwór tętni więc ogromem barw, a przy tym jest lekki i zwiewny niczym serenada. W prowadzonym od pierwszych skrzypiec przez Agatę Szymczewską zespole znalazł znakomitych interpretatorów, którzy nie tylko popisywali się wirtuozerią (znakomite Tempo di minuetto), ale urzekali równie pięknym prowadzeniem melodii, kapitalnym dialogowaniem (Adagio cantabile) czy zmysłowo malowanymi tanecznymi tematami (Scherzo. Allegro molto e vivace). Przy okazji warto również podkreślić, że to kolejny sukces naszej skrzypaczki Agaty Szymczewskiej, która w osiem lat po zwycięstwie na Konkursie Wieniawskiego w Poznaniu z coraz większą swobodą i przebojowością podbija najważniejsze sale koncertowe Polski, Europy i świata.
Tomasz Handzlik
Najnowsze komentarze