Uwertura „Manfred” op. 115 Roberta Schumanna, bez wątpienia jedno z najlepszych symfonicznych dzieł kompozytora, była znakomitym otwarciem koncertu Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Narodowej pod dyrekcją Leopolda Hagera, który potrafił przydać warszawskiej orkiestrze jakiegoś wiedeńskiego brzmienia. Po obiecującym początku, scenę objęła we władanie Elisabeth Leonskaja, pianistka osiadła w Wiedniu od ponad trzydziestu lat. Jej wykonanie I Koncertu fortepianowego C-dur op. 15 Ludwiga van Beethovena było po prostu niezrównane, pełne energii rytmicznej i radości gry. Dzieło młodego Beethovena zyskało radosną, młodzieńczą interpretację, zwłaszcza w świetnie prowadzonych dialogach z orkiestrą. W pierwszej części koncertu, w miejscach, w których poszczególne motywy wprowadzane były przez instrumenty dęte, Leonskaja odbierała pomysły od muzyków orkiestry, powtarzając motyw wraz ze sposobem jego wykonania, przy powtórzeniu motywu rozwijając jego interpretację na swój niepowtarzalny sposób. Duchowi zespołowego muzykowania zawdzięczamy zatem odkrycie mnóstwa smaczków Beethovenowskiej partytury. Szlachetny dźwięk i ujmująca osobowość pianistki wykreowały atmosferę Largo, skontrastowaną żywym, żartobliwym charakterem finałowego ronda. Było to znakomite wykonanie, nic zatem dziwnego, że publiczność domagała się bisu. Elisabeth Leonskaja zaproponowała więc Nokturn Des-dur op. 27 nr 2 Fryderyka Chopina.
Po przerwie wystąpił młody Marc Yu. Andante spianato i Wielki polonez Es-dur op. 22 Chopina wykonany został w wersji z akompaniamentem orkiestrowym. Stowarzyszenie im. Ludwiga van Beethovena konsekwentnie pomaga młodym, obiecującym artystom w zaistnieniu w świadomości słuchaczy; w ten sposób Marc Yu znalazł drogę na estradę Filharmonii Narodowej.
Dwie rzeczy wydają się bezdyskusyjne: po pierwsze, Marc Yu jest bardzo utalentowany; po drugie, absolutnie nie jest gotów do podjęcia wymagającej fizycznie kariery pianisty koncertowego. Dlaczegóż miałoby być inaczej? Przecież Yu jest małym chłopcem (i w dodatku drobnym jak na jedenastolatka)!
Ostatnim punktem programu była III Symfonia Es-dur „Reńska”op. 97 Schumanna, wspaniałe dzieło o pełnej wyobraźni orkiestracji. Faktura orkiestrowa tego dzieła spotyka się często z krytyką, zwłaszcza ze względu na obfite użycie tremola smyczków i wszechobecne zdwojenia partii. To prawda, to wszystko tam jest, ale cechy te właśnie decydują o zaletach dzieła. Schumann potraktował orkiestrę jako jeden instrument, wciąż mieszając i łącząc ze sobą najróżniejsze barwy i brzmienia. Sporo tu niezwykłych połączeń, fagoty dublują flety, oboje grają to, co rogi i tak dalej… Ale nie są to mechaniczne ani stałe zdwojenia, zespoły wciąż się zmieniają i w rezultacie trudno znaleźć choćby kilka taktów zinstrumentowanych w ten sam sposób. Bogactwo barw zostało świetnie i z wyobraźnią dźwiękową oddane w wykonaniu Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Narodowej pod batutą Hagera. Było to doskonałe zwieńczenie tego jakże udanego wieczoru.
Krzysztof Komarnicki
Najnowsze komentarze