Trzeciego dnia festiwalu przyszedł czas na recital pianistyczny w sali kameralnej Filharmonii Narodowej w Warszawie. Tylko z pozoru mógł przynieść oddech. Występ jednego artysty muzyka nie oznacza spadku napięcia i wyciszenia. Wielkie muzyczne theatrum odgrywa się tutaj po prostu innymi środkami.
25-letni Szymon Nehring sięgnął po dzieło, które uważane jest za punkt dojścia całego beethovenowskiego szlaku sonat fortepianowych, od utrzymanych w klasycznej formie sonatowej, po wyrwanie się z jej ram w stronę rapsodycznej swobody formy. Sonata c-moll op. 111, bo o niej mowa, wieńczy cykl 32 sonat fortepianowych Ludwiga van Beethovena – kompozytor wypowiedział się w niej najpełniej, po jej napisaniu nie sięgnął już po tę formę muzyczną.
Zaskakujące więc, że 25-latek zdobył się na odwagę zmierzenia się z tą sonatą naładowaną komplikacjami i wyzwaniami natury formalnej, emocjonalnego ładunku i wirtuozowskiej biegłości. Nie chcę być przy tym w żaden sposób protekcjonalna – to raczej podziw dla ambitnego zamiaru i utrzymanej na wysokim poziomie realizacji.
W programie poniedziałkowego 60-minutowego recitalu Szymona Nehringa znalazły się tylko dwa utwory, ale za to jakie! Beethovenowskie opus 111 poprzedziła monumentalna I Sonata C-dur op. 1 Johannesa Brahmsa, w której słychać wpływ rozwiązań fakturalnych i wyrazowych kreowanych przez Beethovena w ostatniej fazie jego twórczości. Nehring pierwotnie miał grać najpierw opus 111, a potem Brahmsa, aby pokazać tę sztafetę kompozytorską, przejęcie zdobyczy genialnego Beethovena przez Brahmsa zafascynowanego nim kompozytora młodszego pokolenia. Zaczęcie od Brahmsa nie miało zresztą wpływu na ideę recitalu, którą – jak domniemywam – było właśnie pokazanie powinowactw między dwoma panami B. oraz między Beethovenowskim op. 111 a Brahmsowskim op. 1, które łączy choćby oscylowanie w obu między tonacjami c-moll i C-dur.
Jak pisze prof. Irena Poniatowska, w środkowym okresie twórczości Beethovena nastąpiła „symfonizacja faktury fortepianowej” w jego triach i sonatach fortepianowych. Sonata C-dur Brahmsa ma już w sobie to piętno geniuszu Beethovena – cechuje ją symfoniczny rozmach, korzystanie z pełnej skali fortepianu i gęstość faktury wpływająca na zwiększenie wolumenu brzmienia.
Wydawało się, że wszystkie te cechy oraz niezwykłe piękno pierwszej sonaty Brahmsa wręcz uskrzydliło Szymona Nehringa. Z energią grał burzliwą część pierwszą (Allegro), dobrze kontrastował tematy: pierwszy akordowy, mający bardzo romantyczny krój, dumny i natchniony, i drugi – śpiewany, prowadzony delikatnie, sotto voce. Świetnie zabrzmiało dramatyczne przetworzenie, Nehring dobrze podchwycił namiętny, niemal rewolucyjny ton, nie tracąc jednak panowania nad formą, również w następnych częściach, zaś czwartą (Allegro con fuoco) wykonał porywająco, zwłaszcza jej kodę w tonacji C-dur.
Sonaty c-moll op. 111 Beethovena wysłuchałam z podziwem i świadomością, że to dzieło będzie jeszcze w Szymonie Nehringu dojrzewało. Trzeba naprawdę wybitnych umiejętności pianistycznych, aby zmierzyć się z tą sonatą. Oczywiście, od strony technicznej, bo już choćby liczne odcinki fugowane i wielogłosowe wymagają świetnego rzemiosła. Ale nie wystarczy opanować technicznie ten gąszcz muzycznych myśli, trzeba jeszcze umieć podążyć za jego muzycznym sensem, stworzyć interpretację utworu. I tu Szymon Nehring odniósł zwycięstwo. Panował nad formą i muzykował, mimo słyszalnego niekiedy zmagania się z materią, jak choćby w „skocznej”, nieco groteskowej drugiej wariacji drugiej części sonaty (Arietta: Adagio molto semplice e cantabile). Podziwiałam opanowanie pianisty, gdy po zerwaniu struny w części pierwszej (Maestoso – Allegro con brio ed appassionato), odnalazł spokój w Arietcie, w której trzeba się zatopić i osiągnąć muzyczne zen.
Anna S. Dębowska
Poniedziałek, 12 października, Filharmonia Narodowa
“Chamber music is a meeting of players, … it is building a relationship” – says Agnieszka Zahaczewska-Książek in her commentary for the album. The first CD of the Książek Piano Duo came out almost eight years after their debut, but it was well worth the wait. Almost every sound shows good ensemble playing and perfect […]
Marcin Majchrowski “Ruch Muzyczny”