Impresariat

Shanghai Quartet i arcydzieła Beethovena, cz. I, II i III

Kwartety smyczkowe Beethovena w interpretacjach Shanghai Quartet mają w sobie energię i  krzepkość, a szczególnie fascynuje w nich głęboki i szlachetny dźwięk wiolonczeli Nicholasa Tzavarasa.

Koncert 12 kwietnia, w środku Nicholas Tzavaras, fot. Bruno Fidrych

 

1.

Kwartet smyczkowy fascynował Ludwiga van Beethovena przez całe życie: od grupy kwartetów z op. 18, w których żywy jest jeszcze duch klasycyzmu, ale słychać już gruby, nieco rubaszny głos Beethovena, przez kwartety środkowe, m. in. tzw. Razumowskie op. 59, po późne, pochodzące z ostatnich lat życia kompozytora, niekonwencjonalne i wizjonerskie poematy tworzone z poczuciem nieograniczonej wolności. Wybór tych arcydzieł przedstawił znakomity Shanghai Quartet w składzie: Weigang Li (I skrzypce), Yi-Wen Jiang (II skrzypce), Honggang Li (altówka) i Nicholas Tzavaras (wiolonczela). Z całej czwórki solistycznie najciekawszy jest wiolonczelista, muzyk z koncertującym zacięciem, dysponujący szlachetnym, głębokim, „basowym” tonem, który wydobywa z wiolonczeli zbudowanej w 1710 roku przez Josepha Guarneriego, syna Andrei Guarneriego. Swoboda muzykowania i piękno tonu każą myśleć o Tzavarasie jako o liderze Shanghai Quartet.

2.

Migotliwość brzmienia, nagłe zmiany toku myśli kompozytorskiej, kontrapunktyczne mistrzostwo – Shanghai Quartet pokazał jak genialnie napisane są kwartety Beethovena.

To zespół znakomicie zestrojony, oddychający jak jeden organizm, precyzyjny w artykulacji, rytmie, tempach, dramaturgii utworu i jakości brzmienia. Każdy kwartet smyczkowy jako zespół ma swój profil i charakterystyczne cechy, np. w słynnym Guarneri Quartet pozycja prymariusza Arnolda Steinhardta była niepodważalna, co słyszało się od pierwszej do ostatniej nuty, za to w doskonałym brytyjskim Belcea Quartet, który występował na Wielkanocnym Festiwalu kilka lat temu, silną indywidualnością jest nie tylko prymariuszka Corina Belcea, ale także altowiolista Krzysztof Chorzelski. W Shanghai Quartet altowiolista Honggang Li zawsze pozostaje w cieniu, nawet w momentach, gdy altówka ma swoje solo. Duży temperament wykazuje drugi skrzypek Yi-Wen Jiang, który gra zadzierzyście, szorstko, smyczkiem głęboko osadzonym w strunach, co doskonale sprawdza się w Beethovenie. Maestria pierwszego skrzypka Weiganga Li nie budzi wątpliwości, jednak pięknym dźwiękiem czaruje przede wszystkim wspomniany wiolonczelista Nicholas Tzavaras. On i pierwszy skrzypek nadają zespołowi charakterystyczną dynamikę i energię, jednocześnie wielkim walorem Shanghai Quartet jest zespołowość i spoistość dźwięku.

3.

Do Warszawy przyjechali na trzy koncerty. Kwartet Es-dur op. 127 był w ich wykonaniu doskonałym przykładem zespołowego grania i przemyślanej w każdym detalu konstrukcji.

Muzycy czytelnie pokazali wielogłosową strukturę utworu, wyciągając linie melodyczne niczym długie nitki przechodzące przez poszczególne instrumenty, które albo w danym momencie wychodzą na plan pierwszy, albo przechodzą w tło.

tryskający humorem i inwencją harmoniczną Kwartet G-dur op. 18 nr 2, a na koniec Kwartet C-dur op. 59 nr 3, w którym zaimponowali jędrnością i sprężystością rytmu i artykulacji, zwłaszcza w brawurowo zagranej czwartej części Allegro molto. To motoryczna fuga, szalone moto perpetuo, które Shanghai Quartet zagrał wirtuozowsko, a jednocześnie zachowując przejrzystość polifonicznej struktury tej szalonej „zabawki”, jaką jest finał trzeciego Razumowskiego. Na bis zagrali jeszcze coś na uspokojenie nastroju: Cavatinę z Kwartetu B-dur op. 130.

4.

Dzień później, w piątek, zabrzmiał Kwartet a-moll op. 132, poprzedzony D-durem op. 18 nr 3 i tajemniczym Kwartetem „Serioso” op. 95.

Muzycy wydawali się być w jeszcze lepszej formie niż pierwszego dnia. Wiolonczela Tzavarasa brzmiała wręcz obłędnie. Kwartet zachwycał rozmaitością smyczkowej artykulacji i fantastyczną spoistością brzmienia w Kwartecie D-dur op. 18. Fantastycznie bawili się formą drugiej części tego utworu. I tylko Kwartet op. 95 jak na moje ucho zabrzmiał nieco zbyt krzepko i „konkretnie”, jakby w interpretacji Shanghai Quartet zabrakło miejsca na tajemnicę, zagadkowość i to podskórne napięcie, obecne w Kwartecie f-moll od pierwszego do ostatniego taktu.

5.

W sobotę Shanghai Quartet wystąpił ostatni raz w tym roku. Wykonali dwa kwartety z op. 18: IV c-moll i I F-dur oraz jedno z ostatnich kwartetowych arcydzieł Beethovena – cis-moll op. 131. Kwartety op. 18 zagrali pierwszorzędnie: z krzepką artykulacją, choćby w rytmach punktowanych, dosadnym dźwiękiem, ale również z finezją i dbałością o detale. Beethoven bawił się formą kwartetu i niektórymi zwrotami muzycznymi charakterystycznymi dla stylu klasycznego – a muzycy z Shanghai Quartet wraz z nim. W kwartecie op. 131 wszystkie te atrakcyjne cechy gry Shanghai Quartet nie miały już tej siły przekonywania: może zabrakło wrażenia grania w natchnieniu, które sugeruje częsta zmiana kompozytorskich pomysłów i przechodzenie kolejnych części jedna w drugą attacca. To jednak kwestia osobistych upodobań. Shanghai Quartet to znakomity zespół. W przyszłym roku wraca na Wielkanocny Festiwal i kontynuuje cykl wszystkich kwartetów smyczkowych Ludwiga van Beethovena.

Bis: Scherzo z Kwartetu B-dur op. 18 nr 6.

Anna S. Dębowska

Czwartek, 11 kwietnia, piątek, 12 kwietnia i sobota, 13 kwietnia, godz. 17, Sala Kameralna Filharmonii Narodowej

powrót do listy recenzji

VI Festiwal kompozycji romantycznych

Następny