Santander Orchestra pod dyrekcją Macieja Tworka zagrała Musorgskiego i Szostakowicza, a w Beethovenie towarzyszyła młodemu wirtuozowi z Chin.
1.
W wywiadzie dla brytyjskiego dziennika „The Independent” słynny Lang Lang powiedział, że w Chinach kształci się 40 milionów pianistów. Mówi się, że w Kraju Środka mieszka 20 milionów zawodowych pianistów, ale o dokładne liczby jest bardzi trudno. Drugiego dnia festiwalu usłyszeliśmy jednego z nich: 24-letni Yutong Sun wykonał III Koncert fortepianowy c-moll Ludwiga van Beethovena z towarzyszeniem Santander Orchestra pod dyrekcją Macieja Tworka. Yutong Sun kształcił się początkowo w Pekinie, ale obecnie studiuje w New England Conservatory pod kierunkiem Alexandra Korsantii, którego wychowankiem jest tak lubiany w Polsce Eric Lu. Sun koncertuje na całym świecie z uznanymi orkiestrami, ma też w dorobku złote, srebrne i brązowe medale na prestiżowych konkursach muzycznych. Jego interpretacja III Koncertu c-moll daleka była od romantycznych tradycji wykonywania tego utworu – Sun słyszy ten koncert jako bezpośrednie następstwo „klasycystycznych” koncertów Beethovena C-dur i B-dur. Lekkość, miękkość, pastelowe barwy, zwiewna fraza, ulotne figuracje i ornamenty, unikanie „cielistego” czy „mięsistego” dźwięku – oto cechy jego interpretacji wzmacniane także grą orkiestry, ponieważ Maciej Tworek już w orkiestrowej ekspozycji zaznaczył, że zetkniemy się raczej pogodną i jasną wizją tego dzieła. Przyznaję, że brakowało mi nieco tej gry kontrastów, tonacji ciemnych i jasnych, preromantycznego niepokoju, który tworzy czarujący klimat III Koncertu.
2.
Zaraz po tym „klasycystycznym” Beethovenie weszliśmy w ciężki rosyjski klimat późnoromantycznych pieśni o śmierci. Cieszę się, że w programie festiwalu, którego tematem jest pieśń romantyczna, nie zabrakło tego wstrząsającego arcydzieła, jakim są Pieśni i tańce śmierci Modesta Musorgskiego do słów Arsenija Goleniszczewa-Kutuzowa, dalekiego krewnego i przyjaciela. Cykl powstał już po wielkich operowych osiągnięciach Musorgskiego – Borysie Godunowie, Chowańszczyźnie i Jarmarku soroczyńskim oraz po fortepianowych Obrazkach z wystawy, które pośmiertnie przyniosły temu kompozytorowi nieśmiertelną sławę. Pieśni i tańce śmierci ukończył w 1877 roku. Tworzył je zapewne w przeczuciu rychłego końca. Śmierć jest w nich upostaciowiona jako perfidna władczyni, podstępna, przymilna, cyniczna i okrutna, która odbiera życie małemu dziecku, młodej i niewinnej dziewczynie, staremu pijanemu chłopu, z którym tańczy na mrozie śmiertelnego trepaka, wreszcie – żołnierzom na wojnie. „Życie was skłóciło, ja was pogodziłam” – śpiewa śmierć, oglądając usłane trupami pole bitwy.
Pierwszy raz usłyszałam to dzieło na żywo w wykonaniu Ewy Podleś i Garricka Ohlssona (Filharmonia Narodowa, rok 2002) – to, w jaki sposób Podleś śpiewała Musorgskiego, jak sugestywnie przedstawiała perfidię śmierci, pozostanie mi w pamięci do końca życia.
Wykonanie znakomitego rosyjskiego basa Nikolaya Didenki nie była może tak wyrazista, ale i tak poruszająca. Jego głos brzmiał lirycznie, a w niskim rejestrze głęboko i groźnie, idąc za świetnie podanym tekstem. Pieśni Musorgskiego to w rzeczywistości lapidarne sceny dramatyczne, a Didenko znakomicie odgrywał rolę perfidnej śmierci „usypiającej” kolejne ofiary, w czym dzielnie towarzyszyła mu młodzieżowa Santander Orchestra (pieśni zaprezentowano w instrumentacji Edisona Denisowa).
3.
Wypada teraz napisać parę zdań o tej orkiestrze, która w rzeczywistości była główną bohaterką poniedziałkowego koncertu. W książce programowej przeczytałam, że jest to „projekt edukacyjny składający się z najbardziej utalentowanych muzyków z całej Polski, którzy rozwijają swój warsztat pod okiem znakomitych dyrygentów i tutorów”. Orkiestra zadebiutowała w 2015 roku serią 12 koncertów w całym kraju pod dyrekcją Krzysztofa Pendereckiego, Johna Axelroda, Lawrence’a Fostera i Jerzego Maksymiuka. Na tegorocznym festiwalu wystąpili pod batutą Macieja Tworka, wieloletniego asystenta artystycznego Krzysztofa Pendereckiego, który obecnie rozwija indywidualną karierę, pozostając jednak w stałym kontakcie z profesorem i jego projektami. W listopadzie ubiegłego roku Tworek dyrygował Sinfonią Varsovią podczas trasy koncertowej w Chinach z Anne-Sophie Mutter jako solistką w II Koncercie skrzypcowym „Metamorfozy” Krzysztofa Pendereckiego.
Od tak doświadczonego dyrygenta orkiestrowa młodzież może się dużo nauczyć. Tworek ma świetny warsztat i czytelny, elegancki gest, dyryguje energicznie, całym ciałem, bardzo emocjonalnie. Na festiwalu zadyrygował I Symfonią f-moll Dymitra Szostakowicza, arcydziełem 19-letniego geniusza, dla którego była to praca dyplomowa oddana w 1925 roku. Symfonia jest oczywiście dużym wyzwaniem wykonawczym, jak wszystkie dzieła Szostakowicza, które tylko z pozoru są tzw. „samograjami”, a w istocie skomplikowanymi i nawarstwionymi polifonicznie i utrzymanymi w żelaznych regułach formy arcydziełami. Utwór chyba nieco onieśmielił młodych muzyków – waltornie i trąbki nie zawsze grały pewnie, solo oboju w III części też mogłoby zabrzmieć śmielej, ale na pochwałę zasługują smyczki (dobre solo wiolonczeli) i instrumenty dęte drewniane (zwłaszcza pierwszy flet), które w symfonii stały się bardziej aktywne niż w koncercie Beethovena i pieśniach Musorgskiego. Trochę nie rozumiem nagłych przyśpieszeń i zbyt szybkiego przechodzenia od piana do forte, ale to już kwestia interpretacji – młodzieńcze dzieło w wykonaniu młodzieży ma prawo do pewnej dozy nerwowości. A Maciej Tworek może być postacią ze wszech miar inspirującą dla łaknących autorytetów młodych muzyków.
Anna S. Dębowska
Poniedziałek, 8 kwietnia, godz. 19.30, Filharmonia Narodowa