Niedzielny koncert kameralny na Zamku Królewskim rozpoczęła brawurowo skrzypaczka Marta Kowalczyk.
1.
Potrzeba dużej dozy brawury, aby podjąć się wykonania tak karkołomnego utworu, jak La Folia Krzysztofa Pendereckiego. Ten niespełna 10-minutowy utwór był urodzinowym upominkiem dla Anne-Sophie Mutter, która wykonała La Folię w grudniu 2013 roku w nowojorskiej Carnegie Hall – było to światowe prawykonanie utworu. Z kolei Marta Kowalczyk była pierwszym wykonawcą tego utworu na Wyspach Brytyjskich. La Folia złożona z ośmiu wariacji przywodzi na myśl partity i sonaty na skrzypce solo Bacha i Ysaÿe’a – solista nie może się schować za nikogo, musi być medium dla muzyki, ale musi też być tzw. zwierzęciem skrzypcowym, aby przekazać sens partytury najeżonej wykonawczymi wyzwaniami. Kowalczyk przyznała, że pierwszy raz odważyła się wykonać ten utwór z pamięci. Wykonanie zrobiło fantastyczne wrażenie. Była w nim muzyka, odwaga, chęć popisania się, ale też zaprezentowania utworu z jak najlepszej strony. Zachwyciłam się dźwiękiem skrzypiec Marty Kowalczyk (współczesny niemiecki instrument, żaden stradivarius) – nośnym, głębokim i ciemnym. Skrzypaczka dała słuchaczom komfort – przeszła gładko nad wyzwaniami warsztatowymi, w jej wykonaniu były one raczej pretekstem do zabłyśnięcia wirtuozowskim blaskiem. Nic dziwnego, że kompozytor uściskał solistkę i gorąco jej gratulował.
2.
Pasjonujące było także wykonanie Suity na wiolonczelę solo (dawne Divertimento z dodaną Sarabandą) – tu również duch Bacha i jego sześciu suit wiolonczelowych unosił się nad wykonawcą – Danjulo Ishizaką. Penderecki, który ma ucho do smyczków, chyba najlepsze swoje utwory napisał właśnie na wiolonczelę. Jego wyobraźnia wydawała się nie mieć granic, jeśli chodzi o pomysły dźwiękowe i stosowanie rozszerzonych technik wykonawczych. Były to jednak jedynie środki dla przekazania myśli muzycznej i właśnie ta świadomość przyświecała Ishizace – słuchaliśmy muzyki w jej rozmaitych kształtach i fascynujących metamorfozach.
Krótkim interludium były Trzy miniatury na klarnet i fortepian z bardzo wczesnych lat twórczości Krzysztofa Pendereckiego, które przypomniał Michel Lethiec (klarnet) i Rostislav Krimer (fortepian).
3.
Później przyszedł czas na zapowiadany i oczekiwany od pewnego czasu debiut nowego zespołu, którzy przybrał nazwę Penderecki Piano Trio. Tworzą go trzej wybitni kameraliści: Jarosław Nadrzycki (skrzypce), Karol Marianowski (wiolonczela) i Konrad Skolarski (fortepian), których wsparła Elżbieta Penderecka. Jarosław Nadrzycki zwrócił się do publiczności, zapowiadając, że mistrz Penderecki komponuje nowy utwór, właśnie trio fortepianowe, a prawykonania – właśnie z udziałem Penderecki Piano Trio – możemy się spodziewać wkrótce (być może na 23. Wielkanocnym Festiwalu Ludwiga van Beethovena). Muzycy wykonali trio fortepianowe 18-letniego Claude’a Debussy’ego, utwór niezwykle pogodny, o romantycznej ekspresji, który zadedykowali jubilatowi. Nadrzycki i Marianowski tworzyli wcześniej Meccore String Quartet, zachwycali w nim subtelnymi, spójnymi dźwiękowo interpretacjami, jednak z Konradem Skolarskim osiągnęli już teraz, na samym początku istnienia tria, podziwu godną jednomyślność i jednorodność stylistyczną. Wygląda to bardzo obiecująco.
4.
Ostatnim akcentem programu były trzy kwartety smyczkowe Krzysztofa Pendereckiego w wykonaniu znakomitego Shanghai Quartet. Zespół tworzy organiczną całość, gra perfekcyjnie, a przy tym drapieżnie. Tak właśnie zabrzmiał Quartetto per archi nr 2 (1968), w którym Penderecki nie tyle starał się budować relacje i wewnętrzne dialogi między instrumentami, ale tworzyć z ich udziałem a poprzez różnorodne techniki artykulacyjne masywne, szerokie płaszczyzny glissandującego i klasterowego brzmienia.
III Kwartet „Kartki z niezapisanego pamiętnika” (2008) i IV Kwartet (2016) to już inny muzyczny świat, bliższy romantycznemu językowi muzycznemu, został jednak równie przekonująco przedstawiony w niedzielę przez Shanghai Quartet.
Anna S. Dębowska
Niedziela, 18 listopada 2018 roku, godz. 12, Zamek Królewski w Warszawie