Widma – nie chodzi o muzykę spektralną, ale o swojskiego Stanisława Moniuszkę, który w sobotę wieczorem zagościł na Festiwalu Ludwiga van Beethovena. Pomogła mu w tym z pewnością setna rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości, na jej fali bowiem po latach nieobecności wracają do sal koncertowych zapomniane utwory polskich kompozytorów, w wielu przypadkach tak samo zapomnianych, jak ich zapomniane dzieła, by wspomnieć choćby o niedocenianym przez pół wieku Feliksie Nowowiejskim.
Powiedzmy sobie od razu – kantata Widma (ok. 1852) nie należy do najwybitniejszych dzieł Stanisława Moniuszki. Choć przyniosły kompozytorowi sławę, to na zawsze przyćmiła je opera Straszny dwór, którą bez wahania można uznać za arcydzieło. Widma to umuzyczniona II część Dziadów Adama Mickiewicza. W niej wielki polski poeta przywołuje pogański obrzęd dziadów, czyli przywoływania duchów zmarłych, błąkających się między niebem a ziemią i nie mogących zaznać spokoju. W Widmach dramat i teatr spotyka się z muzyką.
Widma przypomniała niedawno Polska Opera Królewska, a we wrześniu ubiegłego roku zaprezentował je na festiwalu Wratislavia Cantans Andrzej Kosendiak wraz z Wrocławską Orkiestrą Barokową i Chórem Narodowego Forum Muzyki. Właśnie ten projekt został zaproszony na Festiwal Beethovenowski.
Co wyniosłam z sobotniego koncertu? Przede wszystkim zachwyt nad pięknem polszczyzny Adama Mickiewicza. Jej wspaniałym „adwokatem” był aktor Mariusz Bonaszewski. Obecny na estradzie, po mistrzowsku czytał tekst dramatu, różnicując go w zależności od tego, czy czytał partię odtrąconego przez Złego Pana nędzarza, czy wygonionej na mróz wdowy z dzieckiem, czy widma Zosi. Z części tekstu Mickiewicza zrobił Moniuszko arie przypisane kolejnym postaciom. Pojawiające się najpierw „lekkie duchy” dzieci to partia muzyczna Aniołka, którą muzykalnie wykonał Antoni Szuszkiewicz, solista Chóru Chłopięcego NFM.
Ponieważ głównym bohaterem Widm jest jednak tekst Adama Mickiewicza, wypadałoby, aby został przez wykonawców podany czytelnie i dotarł w całości do słuchaczy. Niestety, nie zawsze tak było. Bardzo dobrym Guślarzem był Szymon Komasa, dobry bas-baryton, niezawodny również pod względem dykcji, czego nie można powiedzieć o innych solistach, sopranistce Natalii Rubiś (Zosia) i basie Jerzym Butrynie (bas). To dobre głosy, cóż jednak z tego, skoro nie można było zrozumieć ani słowa z tego, co śpiewali w ojczystym języku. Dobrze pod względem dykcji był przygotowany Chór Narodowego Forum Muzyki (przez Agnieszkę Franków-Żelazny), cóż jednak z tego, skoro tylko w chwilach, gdy śpiewał a cappella. Gdy dołączała orkiestra, chór schodził na dalszy plan, i można było zrozumieć tylko poszczególne słowa.
Anna S. Dębowska
Koncert odbył się 24 marca w Filharmonii Narodowej