Wybitny austriacki pianista występuje na Wielkanocnym Festiwalu Ludwiga van Beethovena od początku istnienia tej imprezy, gdy jeszcze odbywała się ona w Krakowie. Wraz z przeprowadzką festiwalu do Warszawy w 2004 roku, Rudolf Buchbinder zaczął występować regularnie na estradzie Filharmonii Narodowej.
Pianista ten jest znakomitym interpretatorem utworów fortepianowych klasyków wiedeńskich, zwłaszcza Haydna i Beethovena. Jest też jednym z niewielu pianistów, którzy mają w repertuarze i regularnie wykonują wszystkie 32 sonaty fortepianowe Ludwiga van Beethovena. Przez 11 lat sukcesywnie prezentował ten cykl na Wielkanocnym Festiwalu. Nieobce mu było także podejmowanie innych wyzwań – dwukrotnie wykonał w Warszawie komplet koncertów fortepianowych Beethovena i to w ciągu jednego dnia (koncerty popołudniowe i wieczorne) – na taki wyczyn mało kto jest w stanie się porwać.
Po rocznej nieobecności na festiwalu Elżbiety Pendereckiej, Rudolf Buchbinder ponownie wystąpił w Warszawie. I znów sięgnął po swój ulubiony wiedeński repertuar: Mozarta, Schuberta i Beethovena.
Zaczął od 12 Wariacji na temat „Ah, vous dirai-je, Maman” KV 265 Wolfganga Amadeusza Mozarta, jakby na rozgrzewkę. Pokazał, że jest w świetnej formie i nadal potrafi się bawić perlistymi figuracjami, granymi w zdecydowanych tempach. Wyzwania dla prawej i lewej ręki oraz dla koordynacji obu rąk, które niosą ze sobą te wcale nie proste wariacje na temat prostej piosenki, sprawiały mu wręcz przyjemność.
Jego interpretację 4 Impromptus op. 90 Franciszka Schuberta cechowało klasyczne zrównoważenie sprzecznych żywiołów, pogodnych i jasnych barw z ciemnymi i burzliwymi. Bo choć Schubert to romantyk, to jednak nie znosi przesady i szerokich gestów, dramatyczne napięcie jest w jego utworach skupione pod powierzchnią muzycznych tematów o salonowej proweniencji. A przecież mimo to, Impromptu Ges-dur niepokoi, a As-dur chwyta za serce, gdy pojawia się w nim tragiczny ton, jakby metafora losu człowieka. Buchbinder to liryk, nie nadużywa dynamiki, zna proporcje, nie forsuje instrumentu, lecz lekkim dotknięciem palców wydobywa z klawiatury mocne, głęboki tony. Świetnie panuje nad formą i strukturą dzieła. W Impromptus c-moll wydobył też polifoniczny splot głosów, z których Schubert zbudował swoje wariacje na temat wcale niebanalnego marsza.
Drugą część recitalu wypełniły dwie sonaty fortepianowe Ludwiga van Beethovena: G-dur op. 14 nr 2 i f-moll op. 57 Appassionata, w których dał popis kształtowania formy sonatowej. Fantastyczna artykulacja, którą dysponuje Buchbinder, i nasycenie dźwięku energią i sprężystością, sprawiło, że obu sonat słuchało się z napięciem, choć Appassionata, skomponowana w tym samym czasie, co V Symfonia c-moll, „symfonia losu”, operuje bardzo wyrazistymi emocjami i jest utworem niezwykle efektownym. Rudolf Buchbinder nie pozwala sobie jednak nigdy na przesadę czy granie dla wirtuozowskiego efektu.
Na bis artysta wykonał Allegretto z Beethovenowskiej Sonaty d-moll op. 31 nr 2 (z przydomkiem Burza), które mogłoby być natchnieniem dla Schuberta. Wdzięczne, choć niepozbawione intrygujących zmian harmonicznych Allegretto sprawiło, że jeszcze na moment sprawiło, że wróciłam myślami do czterech cudownych impromptus z pierwszej części recitalu.
Anna S. Dębowska
Poniedziałek, 19 marca, Filharmonia Narodowa