Inauguracyjny koncert w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej był polskim debiutem Szanghajskiej Orkiestry Symfonicznej – najstarszego takiego zespołu w Azji. Jej tradycja jest dłuższa, niż niejednej orkiestry europejskiej, przekroczyła już 130 lat działalności, chociaż pod obecną nazwą Shanghai Symphony działa dopiero od 1956 roku. Zespół poprowadził Long Yu, jego obecny dyrygent i szef artystyczny.
Koncert rozpoczęła kompozycja zatytułowana Odblask księżyca w Drugim Źródle Hua Yanjun, w opracowaniu na orkiestrę smyczkową Wu Zuqiang. Wielki dystans dzielący nas od rozumienia chińskiej wrażliwości i kultury można było uświadomić sobie, słuchając tego właśnie, niedługiego utworu. Jest to ponoć niezwykle popularna w Chinach kompozycja, opisująca „źródło erquańskie” z miejscowości Wuxi. Jej autor był niewidomym ludowym artystą, mistrzem gry na tradycyjnym instrumencie erhu, czyli – odnosząc wszystko do zrozumiałych standardów europejskich – pewnie chińskim wcieleniem poczciwego, wędrownego lirnika. Odblask księżyca znany jest (jak można się dowiedzieć z notki programowej) w wielu aranżacjach i opracowaniach, a wersja przestawiona na początku warszawskiego koncertu powstała 1977 roku. Odblask księżyca emanuje smutkiem i goryczą, ale by w ten sposób odbierać utwór, przeciętny Europejczyk musi o tym wiedzieć – oto skala kulturowego dystansu dwóch światów! Aspekt wykonawczy był jednak bez zarzutu – Orkiestra zagrała Odblask księżyca bardzo precyzyjnie.
Koncert wiolonczelowy a-moll Roberta Schumanna kreował uznany chiński artysta, występujący z najważniejszymi zespołami symfonicznymi świata – Jian Wang. Nie wiem, czy było to skutkiem specyficznej akustyki Teatru Wielkiego (z którą niełatwo sobie poradzić), ale gdy tylko Wang intonował dźwięki swojej partii, orkiestra gwałtownie zanikała. W symfonicznych tutti wolumen brzmienia natomiast gwałtownie rósł. Gdyby te proporcje wyrównać – można byłoby w pełni docenić interpretację Koncertu.
Wychodziłbym z Teatru Wielkiego z niedosytem wrażeń, gdyby nie finałowa część wieczoru. Muszę przyznać, że programowe anonse wzbudzały i ciekawość, i pewną obawę. Jak bowiem nie bić się z myślami, gdy zapowiedziany utwór jest świadomym nawiązaniem do dzieła tak ważnego, jak Pieśń o Ziemi Gustava Mahlera? Tak, tak – na finał inauguracyjnego koncertu Festiwalu Beethovenowskiego zabrzmiał – po raz pierwszy w Polsce – współczesny remake arcydzieła Mahlera. Tę wersję Pieśni o Ziemi, na zamówienie Chińskiej Orkiestry Narodowej, napisał w roku 2004 Xiaogang Ye, kompozytor pokolenia, które w dojrzałość artystyczną wchodziło już po traumatycznym czasie rewolucji kulturalnej. Pomysł bardzo ciekawy – jeszcze raz zmierzyć się z tematem, który obrósł własną tradycją. Mahler odnosił się do duchowości kultury chińskiej, do estetyki tradycyjnej chińskiej poezji – przełożonej, a właściwie sparafrazowanej w niemieckich przekładach Hansa Bethgego. Podobno trudno było dotrzeć do oryginałów wierszy chińskich poetów z VIII wieku, różniących się notabene znacznie od tego, do czego przyzwyczaili się wielbiciele muzyki Mahlera. Jeśli warstwa słowna współczesnej Pieśni o Ziemi odnosiła się do litery oryginału (pamiętając o różnicach przekładu Bethgego), to muzyka Xiaogang Ye nawiązywała do ducha dzieła Mahlera. Obsadowo remake korespondował z oryginałem: para solistów – sopran i baryton (u Mahlera odwrotnie: męski głos wysoki, a kobiecy niski) i wielka orkiestra symfoniczna: tutaj, w chińskiej wersji, ze szczególnym podkreśleniem grupy perkusyjnej, uzupełnionej o instrumenty tradycyjne. Podział na części – z grubsza również podobny, ale proporcje inne, bardziej wyrównane (w dziele Mahlera sednem jest wielkie ogniwo szóste – Abschied). Świat brzmieniowy Xiaogang Ye jawił się eklektycznie bogato – rozpięty między odniesieniami do impresjonizmu i nawiązaniami do sonoryzmu. I, na szczęście, pozbawiony został prawie zupełnie aluzji do klasycznej tonalności dur-moll – to należy policzyć na plus chińskiej kompozycji. Od dobrej strony zaprezentowała się para solistów: Xu Xiao Ying – sopran i Xiaoyong Yang – baryton (jego partia zresztą znacznie mniejsza rozmiarami), a orkiestra ujawniła wreszcie swój właściwy poziom artystyczny, tak wstydliwie skrywany w Koncercie wiolonczelowym Schumanna.
Bardzo dużo do myślenia dawała druga część wieczoru, wskazując na aspiracje chińskiej kultury muzycznej. Kto wie, jak za 100 lat będzie wyglądała panorama muzyki klasycznej na świecie. Przyczajony Tygrys, Ukryty Smok? – teraz na pewno, ale jak już przestanie się tygrys czaić, a smok ukrywać? Może być bardzo ciekawie, trzeba tylko zgłębiać chińską kulturę i chińską wrażliwość.
Marcin Majchrowski (Polskie Radio)