To był chyba najbardziej kontrowersyjny koncert tegorocznej edycji Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena. I to nie tylko ze względu na politycznie (czy też religijnie) uwikłaną postać pianisty Fazila Saya, ale głównie z powodu jego autorskiej wizji dzieł patrona Festiwalu.
Fazil Say od lat zachwyca słuchaczy i krytyków nie tylko talentem pianistycznym, ale też inwencją twórczą; wszak jest również cenionym kompozytorem. Jako pierwszy odkrył go w Ankarze w 1987 roku kompozytor Aribert Reimann. Kiedy właściwie przez przypadek usłyszał grę siedemnastoletniego wówczas pianisty natychmiast wezwał do miejskiego konserwatorium Davida Levine’a – amerykańskiego pianistę towarzyszącego mu w podróży – a zrobił to w słowach, które do dziś są cytowane: „Musisz tego koniecznie posłuchać. Chłopak gra jak diabeł”.
W ostatnim czasie sporo szumu wokół Fazila Saya powstało po niefrasobliwym wpisie, który artysta umieścił na swym profilu na Twitterze, a w którym wyraził kilka krytycznych opinii na temat Islamu. Tureckie władze wytoczyły mu proces za obrazę uczuć religijnych. Pianista skazany został na 10 miesięcy więzienia, w zawieszeniu na pięć lat.
Dziś za podróżującym po Europie i świecie Turkiem niczym smuga dymu ciągnie się informacja, którą w mig podchwytują żądni sensacji dziennikarze. Komunikuje się bowiem, że Fazil Say najprawdopodobniej znajdzie chwilę czasu na wywiad, ale kategorycznie zabrania się zadawać mu pytania dotyczące polityki bądź religii…
A jaki jest Fazil Say na scenie? Jego recital na 18. Wielkanocnym Festiwalu Ludwiga van Beethovena w Warszawie podzielony został na dwie części. W pierwszej zabrzmiały klasyczne sonaty fortepianowe Beethovena, w drugiej utrzymane w stylistyce world music autorskie kompozycje Saya.
Artysta rozpoczął występ od Sonaty cis-moll „Quasi una Fantasia” op. 27 nr 2. Pięknie zabrzmiała jej pierwsza część Adagio sostenuto. Dostojna, patetyczna. Była w tej interpretacji jakaś nieodgadniona magia. Say czarował bowiem dźwiękiem pełnym kolorów i harmonii, ale do tego jego niespiesznie kładzione, a właściwie zagrane na granicy maksymalnie powolnego tempa frazy były subtelne, zwiewne, wręcz poetyckie. Znacznie gorzej wypadła Sonata c-moll op. 111, w której pianistę tak poniosły emocje, iż zaczął improwizować, zmieniając nie tylko oryginalny tekst, ale dorzucając doń zbyt mocno swingujące rytmy.
Nierówna pod względem artystycznym była również druga część koncertu. Bo o ile czerpiąca wzory z popularnej pieśni tureckiej „Kara Toprak” czy oparta m.in. na cytatach z wagnerowskiego „Tristana i Izoldy” kompozycja „Nietzsche-Wagner” zabrzmiały wręcz intrygująco, to już zabawy z konwencją (24 Kaprys a-moll Paganiniego czy „Rondo Alla Turca” Mozarta) okazały się dość kiepskim żartem muzycznym.
Tak czy inaczej Fazil Say wzbudził olbrzymie emocje. Publiczność niemal natychmiast tuż po ostatnich dźwiękach jego występu poderwała się z miejsc i długo jeszcze nagradzała artystę owacjami, zmuszając go do wykonania bisu.
Tomasz Handzlik