Festiwal

(Polski) JoAnn Falletta i jej orkiestra z Buffalo

Sorry, this entry is only available in Polish. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

Buffalo to niewielkie, jak na Stany Zjednoczone, miasto leżące na Wschodnim Wybrzeżu, tuż przy granicy z Kanadą. Liczy jakieś 300 tysięcy mieszkańców. Muszą to być muzykalni ludzie, skoro chcą mieć u siebie orkiestrę symfoniczną. I to orkiestrę znakomitą! Zdyscyplinowaną i muzykalną, z szerokim repertuarem i dwiema nagrodami Grammy w dorobku. Mowa oczywiście o Buffalo Philharmonic Orchestra, która wystąpiła we wtorek na Wielkanocnym Festiwalu pod dyrekcją swej szefowej, JoAnn Falletty, dyrektor muzycznej tego zespołu od 1999 roku. Jest to dyrygentka niebywale precyzyjna i skupiona na realizacji utworu. Orkiestra Buffalo, której początki sięgają roku 1938, zawdzięcza JoAnn Falletcie lata rozkwitu po dłuższym zastoju.

Amerykanie przywieźli do Warszawy swoją muzykę: I Symfonię Samuela Barbera, Koncert fortepianowy F-dur George’a Gershwina i Tańce symfoniczne z „West Side Story” Leonarda Bernsteina, którego wychowanką i asystentką była w latach 80. XX wieku JoAnn Falletta. Ale był też w programie wtorkowego koncertu niezwykły kontrapunkt: Adagio z III Symfonii Krzysztofa Pendereckiego (był obecny na sali). Ten utwór, pojawiający się w programach koncertowych jako autonomiczne dzieło, został ukończony w 1989 roku, w kilka lat po Passacaglii i Rondzie, które również składają się na III Symfonię, ale egzystują także oddzielnie. W III Symfonii, którą znakomity muzykolog Tadeusz A. Zieliński określił kiedyś mianem „instrumentalnego dramatu”, Adagio przynosi muzykę „jakby z innego świata” i wyciszenie skrajnych emocji. Taką też funkcję pełniło w programie koncertu Buffalo Philharmonic Orchestra, umieszczone między popisowym Koncertem fortepianowym F-dur Gershwina, w którym brylował niespełna 20-letni amerykańsko-chiński pianista Conrad Tao, a wystrzałowymi tańcami z musicalu West Side Story.

Koncert rozpoczęła I Symfonia op. 9 Samuela Barbera z 1936 roku, której wielkim promotorem był polski dyrygent Artur Rodziński, szef Nowojorskich Filharmoników. To utwór jednoczęściowy, w stylu późnoromantycznym, składający się jednak z czterech ogniw, granych attacca. Najbardziej intensywna jest część pierwsza, którą Barber “utkał” z polifonicznych splotów. Falletta świetnie panowała nad formą, nie słychać było żadnego zawahania czy poczucia, że myśl kompozytora, zajęta przetwarzaniem motywów muzycznych, jest dla dyrygentki niejasna czy nieczytelna. Muzycy orkiestry z Buffalo mają świetnie opanowane rzemiosło, grają zespołowo, w sposób skoordynowany pod względem rytmu i artykulacji, mają też świadomość roli poszczególnych grup w orkiestrze. Symfonia brzmiała przejrzyście, z oddechem, a przy tym z dialektycznym nerwem: kwintet smyczkowy ścierał się z sekcją instrumentów dętych drewnianych i blaszanych, jak w dialogu, w którym każda ze stron forsuje swoją rację. Moją uwagę zwróciło właśnie brzmienie i aktywność kwintetu smyczkowego. Podobał mi się jego koncertujący styl i to, że pierwsze skrzypce brzmiały jak jeden instrument (brakuje mi tego w polskich orkiestrach) i wyraźnie akcentowały swoją pozycję lidera w grupie.

Również sekcja instrumentów dętych drewnianych jest mocną stroną tej orkiestry. Słychać to było zwłaszcza we wspomnianym Adagio Pendereckiego, które obfituje w solowe wejścia „drzewa”: znakomicie brzmiały klarnety, flet i waltornie. W drugiej części Koncertu fortepianowego Gershwina także wyróżniły się klarnety, słabiej natomiast wypadło solo trąbki z tłumikiem, popsute błędami intonacyjnymi.

W utworze Gershwina brylował Conrad Tao, młody pianista i kompozytor. Ma świetne poczucie rytmu, ekstrawertyczny temperament, uwielbia takie popisowe utwory jak Koncert F-dur, szkoda tylko, że mimo niewątpliwej biegłości technicznej, gra dźwiękiem bez blasku i w sumie niewielkim, skoro momentami przykrywała go orkiestra. Tao ma 20 lat i na pewno świetnie się rozwinie, a respekt budzi fakt, że w tak młodym wieku wykonuje II Koncert fortepianowy Sergiusza Prokofiewa, jedno z najtrudniejszych dzieł, jakie skomponowano na fortepian. Widać też, że muzyka XX wieku to jego żywioł: zabisował wirtuozowsko motorycznym i polirytmicznym utworem Elliotta Cartera Caténaires.

Ze swobodą i dezynwolturą orkiestra z Buffalo zagrała Tańce symfoniczne z musicalu Leonarda Bernsteina West Side Story, balansując między lirycznym Somewhere i burzliwymi scenami z walk gangów. A Mambo było porywające. Fantastyczna maszyna orkiestrowa! Na bis Amerykanie pod dyrekcją Falletty zagrali jeszcze jednego Bernsteina – uwerturę z jego operetki Kandyd.

Anna S. Dębowska

Koncert odbył się we wtorek, 20 marca, w Filharmonii Narodowej

back to the list