Malkovich recytował Goethego po angielsku bez emfazy, do której mogłyby go sprowokować patetyczne wersy poety.
W środę Wielkanocny Festiwal żył jednym wydarzeniem – na estradzie Filharmonii Narodowej wystąpi John Malkovich i będzie recytował Goethego w Egmoncie op. 84 Ludwiga van Beethovena. Dziennikarze uzbroili się w cierpliwość i determinację, bo gwiazdor odmówił udzielania wywiadów, ale przecież każdy liczył na łut szczęścia. Malkovich, niezapomniany wicehrabia Valmont z ekranizacji Niebezpiecznych związków, przyleciał do Warszawy przed południem, niemal od razu udał się na próbę, a wieczorem wystąpił w drugiej części koncertu, który zaszczycili swoją obecnością prezydent RP Andrzej Duda i Pierwsza Dama Agata Duda. Po koncercie, którego dzięki bezpośredniej transmisji na falach radiowej „Dwójki” mogła słuchać cała Polska, para prezydencka udała się za kulisy. Tam – w obecności Elżbiety Pendereckiej – podziękowała wykonawcom: słynnemu aktorowi, muzykom Wiener Akademie i jej szefowi, dyrygentowi Martinowi Haselböckowi, oraz solistce, Marie Arnet (sopran). W czwartek Malkovich i Wiener Akademie pojechali do Katowic, aby wieczorem wystąpić w siedzibie NOSPR w ramach katowickiej odsłony Wielkanocnego Festiwalu.
Jak to się stało, że John Malkovich wystąpił na Wielkanocnym Festiwalu? Ze znaną już festiwalowej publiczności orkiestrą Wiener Akademie aktor realizuje od pewnego czasu kilka projektów teatralno-muzycznych. Są to: The Infernal Comedy, operę kameralną The Giacomo Variations, gdzie Malkovich wciela się w postać starego Casanovy i śpiewa Mozarta, a od tego roku również Just Call Me God, gdzie mówi tekstami z przemów słynnych dyktatorów przy akompaniamencie muzyki Bacha, Francka, Messiaena i Ligetiego. Z kolei Egmont z muzyką Beethovena ukazał się w zeszłym roku na płycie w wykonaniu wyżej wymienionych artystów. Wspaniale więc się stało, że projekt zaprosiła do Warszawy Elżbieta Penderecka – dla Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena taki projekt jest pod wieloma względami atrakcyjny, ponieważ prezentuje mało znane opus patrona festiwalu: Muzykę do tragedii „Egmont” J.W. Goethego, z której powszechnie znana jest tylko uwertura koncertowa w tonacji f-moll. Jeśli chodzi o genezę powstania tej muzyki, to z inicjatywą wyszedł sam Goethe, zaintrygowany nieokiełznanym talentem Beethovena, który dla wielkiego poety był artystą młodego pokolenia (ponad 20 lat różnicy). Dla kompozytora tragedia o bohaterskim Egmoncie, arystokracie walczącym o niepodległość Niderlandów przeciw rządom hiszpańskich Habsburgów, mogła być gratką nie tylko ze względu na współpracę z wielkim poetą języka niemieckiego, ale też wolnościowe, buntownicze ideały zawarte w treści utworu (jak wiemy, Beethoven buntował się przeciwko monarchom i tyranom, wielbił herosów, do pewnego momentu – Napoleona, ale umiał dobrze żyć z arystokracją, ponieważ potrzebował możnych protektorów). Op. 84, którego wysłuchaliśmy w środę w Filharmonii Narodowej, jest swego rodzaju suitą, w której pojawiają się tylko fragmenty tekstu Goethego, akcja jest jedynie naszkicowana, aby słuchacz znał kontekst pojawiania się kolejnych muzycznych fragmentów. W ten sposób wykonywano op. 84 jeszcze za życia Beethovena, dzięki pomysłowi niejakiego C.R. Friedricha Mosengeila, radcy dworu w Meiningen, który sam występował w roli recytatora.
Usłyszeliśmy dziewięć monologów, które Malkovich recytował po angielsku (przekład Christophera Hamptona) – bez emfazy, do której mogłyby go sprowokować patetyczne wersy Goethego. Za to z charakterystycznie wymawianymi głoskami i miękką emisją oraz z wyraźnym amerykańskim akcentem, który wraz z angielszczyzną zmiękczał okrutną wymowę dzieła. Tak, to był głos Johna Malkovicha na żywo! A Malkovich był Malkovichem. Jego talent sprawił, że czuliśmy się wrzuceni w centrum dramatu, który kończy się egzekucją Egmonta, a wcześniej śmiercią Klaruni („dziewczę Egmontowi drogie”), której sopranową partię śpiewała Szwedka Marie Arnet. Aktor ma ucho wrażliwe na muzykę – gdy czytał monolog o śmierci Klaruni („Słodki kwiatku!”), w którym towarzyszyła mu orkiestra, jego głos w kadencjach tekstu dostrajał się do tonacji muzyki.
Rewelacyjnie zabrzmiała uwertura, wykonywana zwykle samodzielnie jako wstęp do programów koncertowych. Jednak wczoraj, w kontekście całej tragedii Goethego, nabrała nowych znaczeń, bardziej podniosłej i rewolucyjnej wymowy, którą znakomicie podkreślił Martin Haselböck i grająca z niespotykaną pasją Wiener Akademie. Dużym walorem tej orkiestry jest świetny kwintet smyczkowy.
W pierwszej części koncertu, który wypełniły wyłącznie dzieła Beethovena, niejako tytułem wstępu muzycy z nerwem wykonali VIII Symfonię F-dur op. 93 (1812) i młodzieńczą, pochodzącą z 1796 roku, scenę i arię koncertową Ah! Perfido do tekstu Pietro Metastasia, w której więcej słychać Haydna i Mozarta niż Beethovena (solistką była Marie Arnet).
Anna S. Dębowska
Środa, 5 kwietnia, godz. 19.30, Filharmonia Narodowa
Więcej zdjęć: TUTAJ
(Fot. Bruno Fidrych / Studio fotograficzne Plasterstudio)