Festiwal

(Polski) Wirtuoz się nie zmienia – 7.04.2014

Sorry, this entry is only available in Polish. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

Najwspanialszy punkt każdej edycji Festiwalu! – zachwycał się tuż po wczorajszym koncertem jeden z melomanów. Pianista Rudolf Buchbinder po raz kolejny zagrał na 18. Wielkanocnym Festiwalu Ludwiga van Beethovena w Warszawie.

Urodzony w Czechosłowacji, a wychowany w Wiedniu Buchbinder związany jest z Festiwalem niemal od początku jego istnienia. Ceniony za mądre i wrażliwe interpretacje dzieł Beethovena i Mozarta właśnie tu zrealizował cykl prezentacji wszystkich 32 sonat fortepianowych patrona imprezy. Jest typem artysty-badacza, będąc bowiem w posiadaniu olbrzymiej kolekcji rękopisów, pierwszych wydań i oryginałów partytur przywiązuje wielką wagę do skrupulatnej analizy źródeł historycznych. Nie dziwi więc, że w programie jego festiwalowego recitalu po raz kolejny zabrzmiały właśnie kompozycje wiedeńskiego klasyka. W Filharmonii Narodowej Buchbinder wykonał Sonatę fortepianową C-dur op. 2 nr 3, Sonatę fortepianową c-moll „Patetyczną” op. 13, Sonatę fortepianową C-dur „Waldsteinowską” op. 53 oraz Sonatę fortepianową G-dur op. 14 nr 2.
Pamiętam jeden z pierwszych występów tego pianisty, kiedy Festiwal odbywał się jeszcze w Krakowie. Grał recital na scenie Teatru im. J. Słowackiego. Od tego czasu minęło jakieś 13 lat, ale poza upływem czasu – który dotyka każdego z nas – właściwie nic się nie zmieniło. Buchbinder wciąż jest wielkim wirtuozem, wciąż zachwyca trafnością i finazją interpretacji. Jak każdy artysta ma słabsze i lepsze chwile, ale jak mało kto potrafi zaczarować piękną frazą, malowaną subtelnie i delikatnie niczym jedwab. Tak było kiedy w poniedziałkowym recitalu sięgnął po zmysłowe i liryczne Adagio cantabile z Sonaty „Patetycznej”. Jak doskonały architekt konsekwentnie buduje dramatyczną narrację, potęgując zawarte w muzyce emocje. Przekonaliśmy się o tym już w pierwszych taktach Sonaty C-dur op. 2 nr 3, a także chwilę później, kiedy zabrzmiały mroczne dźwięki Sonaty c-moll. „Maestro Buchbinder! Kluczowy i najwspanialszy punkt każdej edycji Festiwalu. Po dzisiejszej sonacie Waldsteinowskiej wciąż przechodzą mnie ciarki!” – zachwycał się wykonaniem arcydzieła gatunku, jeden ze stałych bywalców recitali tego pianisty. I nie ma w tym cienia przesady. Buchbinder ma swoją wizję utworów Beethovena, a przy tym jest scenicznym szarlatanem. Pokazuje nam to, co chcemy zobaczyć, to czego spodziewamy się usłyszeć, a kiedy już jesteśmy pewni, że przewidzieliśmy jego kolejny krok (bo przecież znamy doskonale budowę i dramaturgię klasycznych sonat), przychodzi zaskoczenie. Kulminacja, bądź chwila ciszy, która tylko wzmaga ekspresję wykonania. I nikt już nie ma wątpliwości, że przeżył kolejne ważne spotkanie z mistrzem Buchbinderem. Bo choć tak bardzo podobne do poprzednich, było i zawsze chyba będzie trochę inne, nieprzewidywalne.
Tomasz Handzlik

back to the list