Festiwal

(Polski) Sonaty skrzypcowe Beethovena, 31 marca, godz. 17.00

Sorry, this entry is only available in Polish. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

Marzec w tym roku był dosłowną ilustracją przysłowia. „W marcu jak w garncu” ciepło mieszało się z dojmującym chłodem. Akurat w ostatnim dniu miesiąca aura przypominała raczej odchodzącą zimę, niż optymizmem tchnącą wiosnę. Paradoksalny zbieg okoliczności, ale gdy rozpoczynał się kameralny koncert w Sali Wielkiej Zamku Królewskiego – za oknem wiał nieprzyjemny wiatr i padał śnieg. A dwóch wytrawnych artystów – znakomity skrzypek Julian Rachlin i świetny pianista Itamar Golan otwierali swój występ sonatą… Wiosenną Ludwiga van Beethovena. W ten sposób zainaugurowany został nowy, kilkuletni cykl koncertów kameralnych Festiwalu. W ciągu trzech lat – zabrzmią wszystkie sonaty skrzypcowe Beethovena, w interpretacjach Rachlina i Golana. Obaj artyści grają ze sobą od wielu lat, od dłuższego czasu komplet tych sonat z powodzeniem przedstawiają podczas swych koncertów. Zyskali za ich interpretacje wiele pochwał i entuzjastycznych recenzji. To pozornie tylko nietrudna rzecz, w rzeczywistości wyzwanie tytaniczne. Jego wyjątkowość podkreślał Julian Rachlin w wywiadzie udzielonym Róży Światczyńskiej: „wyjście na estradę z dziesięcioma sonatami Beethovena wymaga od artystów nie tylko szacunku i zaangażowania względem ich twórcy, ale też artystycznej pokory. Podejmując się tak odpowiedzialnego zadania, trzeba przyswoić całą wiedzę o kompozytorze. Ale nawet kiedy przeczyta się wszystko na ten temat, nigdy nie wiadomo, czy on sam chciałby takiego wykonania. Wciąż trzeba poszukiwać, to ogromna odpowiedzialność i zadanie na całe życie”. Właśnie: „zadanie na całe życie”, w związku z tym już za samo podjęcie się go należą się Rachlinowi i Golanowi słowa wielkiego uznania. Przecież nie każdy może się takiego wyzwania podjąć, przede wszystkim jest ono bardzo obciążające. Wyobrażam sobie, że każde wykonanie sonat rodzi nowe podejście i inaczej owocuje. Nie ma przecież dwóch takich samych interpretacji.
Program otworzyła niezwykle popularna Sonata F-dur op. 24 „Wiosenna”, a zamknęła – ostatnia, wielka Sonata G-dur op. 96. Pomiędzy nimi znalazły się dwie, rzadziej wykonywane (a szkoda!) sonaty z opusu 30 – A-dur nr 1 i G-dur nr 3. Owe siostrzane utwory za lat 1801-02 postrzegane są jako dzieła pogodne i beztroskie, o barwach jasnych. Jednak Rachlin i Golan zdecydowali się w swoim wykonaniu podkreślać to, co w nich ostrego i zadzierzystego, szczególnie w obu otwierających sonatowych allegrach. Okazało się zresztą, że mądra obserwacja wielkiego pianisty – Alfreda Brendla – jeszcze raz się sprawdziła. Otóż Brendel utrzymywał, że zawsze druga część recitalu jest lepsza. Tak było również w przypadku Juliana Rachlina i Itamara Golana. W pierwszej części nie uniknęli nieścisłości wykonawczych, w drugiej dopiero błyszczeli pełnią swojego wykonawczego kunsztu. Niezwykle zabrzmiała w ich interpretacji Sonata G-dur op. 30 nr 3. Allegro assai – przemawiało nawet w przetworzeniu jakimiś dźwiękami militarnymi, warczącymi werblami. Natomiast Tempo di minuetto – emanowało elegancką tanecznością.
Wymagająca Sonata G-dur op. 96 – ulubione dzieło Rachlina – zinterpretowana została wręcz po mistrzowsku. Obaj artyści stopniowo wciągali słuchaczy w narrację niezwykle zajmującą. Nie brakowało tu niecodziennych barw i wyrafinowania. Zastrzec jednocześnie należy, że o beztrosce treści raczej nie wypada wspominać, bo jej się nie uświadczy. Pada kilka frapujących, poważnych pytań w tej muzycznej materii, szczególnie w kunsztownym i niełatwym dramaturgicznie finale. Trzeba niezwykłej maestrii, by zabrzmiał on przejrzyście – w wykonaniu Juliana Rachlina i Itamara Golana tak właśnie było. No i trzeba zacząć odliczać czas do ich następnego koncertu. Szkoda, że przyjdzie nań czekać okrągły rok.
Marcin Majchrowski (Polskie Radio)

back to the list