Festiwal

(Polski) Musica sacra, musica profana – 3 kwietnia

Sorry, this entry is only available in Polish. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

Warszawa, Wielki Piątek, ostatnie przygotowania do Wielkanocy, składanie świątecznych życzeń, oczekiwanie na przyjazd rodziny albo na upragniony wyjazd… Ten dzień to przede wszystkim jednak czas skupienia i powagi – wspominamy Mękę Chrystusa na krzyżu. I to właśnie na Wielki Piątek przypada zawsze finał Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena. Program koncertowego wieczoru zawsze odpowiada świątecznemu nastrojowi: to wielkie święto sztuki muzycznej, wydarzenie, które wpisuje się w nastrój i charakter zapowiadający Wielką Noc. Trzeciego kwietnia w Sali Koncertowej Filharmonii Narodowej mogliśmy wysłuchać dzieł przejmujących swymi szczególnymi emocjami: z jednej strony bólu, straty, z drugiej – eterycznym pięknem, dzieł mówiących o sprawach ostatecznych, ale wyrażających nadzieję na niegasnące nigdy światło życia. I tak zabrzmiało Mahlerowskie „Kindertotenlieder”, „Schicksalslied” op. 54 Johannesa Brahmsa oraz – dzieło wyjątkowe, było to polskie jego prawykonanie – „Dies illa” Krzysztofa Pendereckiego.
Mistrz poromantycznej symfoniki stworzył muzykę do pięciu wierszy Friedriecha Rückerta z „Kindertotenlieder”, czyli „Trenów dziecięcych”, które poeta poświęcił swym zmarłym dzieciom. Dramatyzm miesza się tu z delikatnościami brzmień, wybuch ekspresji w zakończeniu przechodzi w kołysankę… Alexandra Petersamer, śpiewająca partię solową, była niezwykle przekonująca w tych niełatwych narracjach. Niemiecka mezzosopranistka miała w Narodowej Orkiestrze Polskiego Radia w Katowicach pod batutą jej szefa, Aleksandra Liebreicha, wytrawnego partnera. O ile w „Kindertotenlieder” objawiają się nam krajobrazy nadziei na zielone niebiańskie łąki, to w dziele twórcy „Niemieckiego requiem”, który w „Schicksalslied” („Pieśń przeznaczenia”) wykorzystał tekst z powieści „Hyperiona pieśń losu” Friedricha Hölderlina, tematy eschatologiczne przybierają świeckie zabarwienie, niby-mitologiczne, uniwersalne – tragiczny los człowieka przeciwstawiony zostaje szczęśliwości bogów. Słowa wyśpiewuje tym razem cały wielki zespół śpiewaków; za katowicką orkiestrą stanął Chór Filharmonii im. Karola Szymanowskiego w Krakowie. Cóż za spoistość i potęga brzmienia, tak wspaniale stapiająca się z instrumentalistami w akustyce nie za wielkiej sali Filharmonii Narodowej! Bogata paleta romantycznych barw, którymi posługuje się niemiecki romantyk, przedstawiła nam sugestywną historię, opowiedzianą przez polskich muzyków niezwykle precyzyjnie i z odpowiednim zmysłem historycznym – w rezultacie mogliśmy ją obserwować jak na obrazku.
Po przerwie pozostało nam poznać „Dies illa” Krzysztofa Pendereckiego. To dzieło w gatunku kantaty, stworzone przez polskiego giganta współczesnej muzyki, powstało z okazji obchodów setnej rocznicy wybuchu pierwszej wojny światowej i zadedykowane zostało jej ofiarom. Prawykonanie odbyło się 9 listopada 2014 roku w bazylice Sacré-Coeur w Brukseli, na koncercie „Thousand Voices for Peace”. W Filharmonii Narodowej nie mieliśmy jednak – tak jak wtedy – około tysiąca! wykonawców. Chór Filharmonii w Krakowie, NOSPR, sopranistka Johanna Rusanen, Agnieszka Rehlis śpiewająca mezzosopranem, bas Liudas Mikalauskas – taka obsada w zupełności wystarczyła, by przedstawić kompozycję w pełnej krasie. Penderecki sięgnął po tekst sekwencji wykorzystywanej w łacińskiej żałobnej mszy – powstałej w XIII wieku – „Dies ire” (choć samego „Dies ire, dies illa / Solvet saeclum in favilla” nie słyszymy). Dzień gniewu, dzień łez, czyli obraz Sądu Ostatecznego, strach grzeszników wobec potępienia przez Najwyższego, nadzieja na światłość wieczności… Nie brakowało więc w tej muzyce – przejmująco wykonanych (szczególne brawa należą się świetnej w każdym calu Agnieszce Rehlis) – fragmentów lamentacyjnych, potężnych struktur nawiązujących do form mszalnych odległej przeszłości, konstrukcji polifonicznych. Potęgi brzmieniom dodawały tubafony (aż dwa) oraz rozstawione topofonicznie – grające z otwartych drzwi balkonu FN – instrumenty dęte blaszane. Wybitne wykonanie nie mogło zakończyć się bez bisu; Alexander Liebreich wybrał więc do powtórzenia ostatnią, ósmą cząstkę dzieła, „Lacrimosa”.
Marta Januszkiewicz

back to the list