Festiwal

(Polski) „Tragiczna” Mahlera – 2 kwietnia

Sorry, this entry is only available in Polish. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

Muzycznie był to niezwykły wieczór. Głównie za sprawą wydźwięku, jaki niesie za sobą VI Symfonia a-moll „Tragiczna” Gustava Mahlera. Ale nie tylko, bo przecież otwierające to spotkanie kompozycje chóralne Johannesa Brahmsa mają w sobie równie olbrzymi ładunek emocjonalny.
VI Symfonia a-moll, jedna z najważniejszych w spuściźnie Mahlera, dobitnie eksponuje jego wizję świata, którą sam określił kiedyś słowami: „Ziemia jest piękna, lecz świat okropny”. Spośród wszystkich dzieł kompozytora wyróżnia ją najbardziej pesymistyczne przesłanie końcowe, chociaż pisana była w jednym z najszczęśliwszych okresów w życiu osobistym, kiedy to poślubił Almę Schindler (1902) i został ojcem dwóch córek. Mahler publicznie nie ujawniał programu symfonii twierdząc: „Począwszy od Beethovena nie ma nowej muzyki, która nie posiadałaby swojego wewnętrznego programu. Ale nic nie jest warta muzyka, jeśli trzeba wpierw opowiedzieć słuchaczowi zawarte w niej przeżycia (…). Trzeba mieć uszy i serce i poddać się ochoczo rapsodowi. Reszta – to będzie zawsze misterium…”. Wskazówką do odczytania „Szóstej” stał się tytuł: „Tragiczna”, który kompozytor zamieścił w programie pierwszego wiedeńskiego wykonania (1907). O jej autobiograficznych konotacjach wspominała Alma: „Po ukończeniu pierwszej części przyszedł i powiedział, że próbował mnie sportretować w temacie (…). W ostatniej części opisał sam siebie i swój upadek, jak powiedział później: Jest to bohater, na którego spadają trzy ciosy przeznaczenia; ostatni z nich powala go, jak drzewo”. I oceniła: „Żadne z jego dzieł nie pochodzi tak wprost z najskrytszych głębin jego serca (…) jest najbardziej osobistym z jego dzieł i profetycznym”. Alma nawiązała w tej wypowiedzi do tragicznych wydarzeń, które nastąpiły w 1907 roku (śmierć starszej córki Marii Anny, rezygnacja z funkcji dyrektora wiedeńskiej opery wskutek nagonki prasowej, rozpoznanie u kompozytora nieuleczalnej choroby serca) i w odczuciu samego Mahlera zapowiedziane zostały w finale symfonii. Zabobonny strach przed wypełnieniem się przepowiedni spowodował, że kompozytor usunął później z partytury ostatni z trzech uderzeń młota, symbolizujących ciosy przeznaczenia, aby nie wyzywać losu – przypomina w katalogu programowym Ewa Siemdaj.
Trudno – po tym historyczno-teoretycznym wstępie – opisać słowami jak niezwykłe było wykonanie VI Symfonii, którą w przedostatni dzień Wielkanocnego Festiwalu zaprezentowała Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Narodowej pod dyrekcją Jacka Kaspszyka.
Kapitalnie budowane napięcia dramatyczne tego dzieła obserwować mogliśmy już w początkowych frazach Allegro: od energicznego żołnierskiego marsza, przez idylliczne nieco, chorałowe epizody i zapowiadający grozę motyw przeznaczenia, aż po szeroko i subtelenie malowany ekstatyczny temat Almy, będący (wedle samego kompozytora) muzycznym portretem jego żony. Kaspszyk doskonale wyważył ciężar gatunkowy tej kompozycji. Choć z założenia przepełniona jest dramatyzmem, a tym samym ogromem symfonicznego brzmienia, dyrygent dał tym wyeksponowanym do maksimum emocjom chwilę oddechu, wytchnienia. Tak można było odczytać liryczne tematy Andante moderato czy groteskowe chwile Scherzo.
Z drugiej zaś strony dyrygent bacznie pilnował, by z jego barwnej, muzycznej wizji zbyt wcześnie nie uleciała para. Wraz z prowadzoną przezeń orkiestrą po mistrzowsku odmalowali pełne emocji frazy prowadzące do nieuchronnej katastrofy. Fenomenalnie zabrzmiało przepełnione ostrymi dysonansami finałowe fugato dętych blaszanych, a także powracający niczym złowrogie echo motyw przeznacznia. Dochodzące zaś kotłów i wielkiego bębna dramatyczne uderzenia budziły niekłamaną grozę, wywoływały prawdziwe dreszcze.
Po ostatnim akordzie nastąpiła cisza, którą – co znamienne – dopiero po kilkunastu sekundach przerwały gromkie brawa. Podobne zresztą wrażenie w pierwszej części tego wieczoru wzdbudził występ Chóru Filharmonii Narodowej (jak zwykle znakomicie przygotowanego przez Henryka Wojnarowskiego). Filharmoniczni śpiewacy brawurowo i z odpowiednim patosem wykonali bowiem nasycone symboliką i figurami retorycznymi, a także muzycznymi cytatami i odwołaniami do Bacha, Beethovena i Mozarta kantatę “Nänie” op. 82 oraz “Gesang der Parzen” (“Pieśń Parek”) op. 89 Johannesa Brahmsa.
A więc po raz kolejny zasłużone wielkie brawa dla zespołów Filharmonii Narodowej oraz ich wspaniałego dyrektora artystycznego.
Tomasz Handzlik

back to the list