Festiwal

(Polski) Muzyka poromantyczna i… – 1 kwietnia

Sorry, this entry is only available in Polish. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

Muzyka poromantyczna i… primaaprilisowa!
Nie często posadzka Sali Koncertowej Filharmonii Narodowej aż trzęsie się od dźwięków. Tych potężnych, najniższych – rozbudowanej sekcji blachy, kotłów i bębnów. A tak było 1 kwietnia na koncercie Orkiestry Akademii Beethovenowskiej pod batutą Vasilya Petrenki. Z młodym, utalentowanym zespołem w roli solisty wystąpił macedoński pianista, Simon Trpčeski. Najpierw mieliśmy III Koncert fortepianowy d-moll Siergieja Rachmaninowa, potem „Tytana”, czyli I Symfonię D-dur Gustava Mahlera.
Pierwszy kwietnia to dzień urodzin rosyjskiego kompozytora. Jego dzieło zabrzmiało więc w szczególnych okolicznościach, z wyraźnym hommage. I nie tylko jedno dzieło Rachmaninowa usłyszeliśmy. Pierwszy kwietnia to również… prima aprilis! Jakie było zdziwienie słuchaczy i orkiestry, kiedy pianista zaintonował jego Koncert fortepianowy… ten opatrzony numerem drugim, c-moll (utwór rozpoczyna się solową inwokacją fortepianu). W sali FN zagrzmiało od śmiechu i słów: „To nie ten Koncert!”. A trzeba nadmienić, że historia zna takie przypadki, że solista wyszedł na scenę nie z tym samym utworem, który ma rozłożony na pulpitach orkiestra, wspomnijmy choćby przypadek sprzed kilku lat – pianistki najwyższej klasy – Marii João Pires, na koncercie w Amsterdamie z miejscową Concertgebouworkest pod Riccardem Chailly’m. Trpčeski wykazał się nie tylko poczuciem humoru, ale również odwagą – takie rozluźnienie przed dostojnym, tak bardzo wymagającym technicznie i wyrazowo dźwiękowym monumentem, jakim jest III Koncert?
Pianista jest artystą kompletnym, zdołał więc skupić się i przedstawić swe najlepsze umiejętności, dając nam piękną sztukę muzyczną już od pierwszych dźwięków utworu. Można było zachwycić się bardzo miękkim dźwiękiem Trpčeskiego; zdobywał słuchaczy raczej lekkością i intymnym, jednostkowym wyrazem przedstawianej muzyki niż potęgą wirtuozowskich, energicznych przebiegów czy masywnych akordów tej partytury. Z odpowiednim zmysłem towarzyszyła mu Orkiestra Akademii Beethovenowskiej pod kapelmistrzowskim okiem utalentowanego Vasilya Petrenki, który pochwalić się może sporym, wartościowym doświadczeniem – od 2006 roku jest głównym dyrygentem Royal Liverpool Symphony Orchestra, a od dwóch lat szefem filharmonii w Oslo. Aż dziw więc, że był to jego debiutancki występ w Polsce. Macedoński pianista nie mógł zejść ze stołecznej estrady bez bisu. Uraczył nas czarującą delikatnościami i mieniącą się kolorami interpretacją Mazurka a-moll op. 17 nr 4 Fryderyka Chopina.
Żeby odpowiednio wykonać I Symfonię D-dur „Tytan” mistrza poromantycznej symfoniki, Gustava Mahlera, niewątpliwie trzeba wykonać pracę z kategorii tytanicznej. Potęga brzmień i wielość „historii” opowiedzianych w muzycznej narracji, nawiązań i cytatów, stanowi dla każdego zespołu ogromne wyzwanie. W tej Symfonii możemy usłyszeć rozmaite efekty dźwiękonaśladowcze, jak głos kukułki, efekty echa, także jarmarczną orkiestrę albo piosenkę dziecięcą; obecność Frère „Jacques”, czyli popularnej „Panie Janie” (do tego w tonacji minorowej), nie było wcale żartem primaaprilisowym! Vasily Petrenko prowadził ze szczególnym wyrazem, miał nad dziełem pełną kontrolę, „czarował” muzyków wspaniałymi pomysłami, pomyślał dzieło „z rozmachem”, mimo że jego dyrygentura jest raczej oszczędna. Lecz czasami mniej znaczy przecież więcej!
Marta Januszkiewicz

back to the list