Festiwal

(Polski) Potęga wielkiej i małej symfoniki – 29 marca

Sorry, this entry is only available in Polish. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

W niedzielne południe ponownie w Sali Wielkiej Zamku Królewskiego mogliśmy słuchać Alexander String Quartet, ponownie w późnym kwartecie Ludwiga van Beethovena oraz kwintecie Johannesa Brahmsa – tym razem fortepianowym, wystąpił tu z zespołem Boris Berman. Kwartet smyczkowy cis-moll op. 131 to mała symfonika, bardzo wewnętrznie kontrastowa, poszczególne części następują po sobie attacca, po wysłuchaniu dzieła Franz Schubert miał powiedzieć: „Po tym, co zostaje nam jeszcze do napisania?”. Interpretując dzieło, nowojorski kwartet wyraźnie miał w pamięci tę wielką tradycję i szczególne emocje zawarte w utworze. Podobnie sprawnie wypadł w Kwintecie fortepianowym f-moll Brahmsa. Ta kompozycja z wczesnego okresu twórczości wielkiego niemieckiego romantyka zapowiada już najlepsze cechy, jakie wypracował w kwiecie wieku; umiłowanie klasycznej prostoty i przejrzystości zaczyna być podszyte burzliwymi uczuciami, co Alexander String Quartet niewątpliwie w swym wykonaniu zauważył.
Po takim koncercie oczekiwaliśmy już tylko symfoniki z kategorii tych wielkich. Wieczorem w Filharmonii Narodowej mogliśmy obcować z dziełami tak potężnymi, jak I Koncert skrzypcowy Dymitra Szostakowicza oraz VII Symfonia A-dur Ludwiga van Beethovena. Ale zanim one, w podniosły nastrój wprowadziła nas – całkiem ciekawa, słodka, ale podszyta napięciem – Passacaglia Ghazarosa Saryana, krótki neoklasyczny utwór współczesnego armeńskiego twórcy, dość filmowy w wyrazie, korespondujący z wariacyjną formą barokową. Jako solistka w Koncercie a-moll rosyjskiego kompozytora zaliczanego do twórców „moderny zniewolonej” wystąpiła Leticia Moreno, młoda hiszpańska skrzypaczka, którą pamiętamy chyba najlepiej z ostatniego Konkursu Wieniawskiego (z którego w jego trakcie musiała się wycofać z powodu choroby). Dzieło powstało w 1948 roku (zrewidowane w roku 1955), tuż po trudnych przeżyciach wojennych kompozytora i krótko przed opresją artystyczną socrealizmu. Pierwsza część Nocturne: Moderato jest przepełniona szarością, bólem, płynie w najniższych rejestrach. W wykonaniu Moreno zabrzmiała niemal grobowo, bardzo ciemnymi, ale wysublimowanymi barwami. Na pewno pomogła w tym specyfika jej instrumentu. Owy ciężar narracyjny w utworze z czasem nie tyle maleje, co zyskuje na witalnej sile. Swój udział w tej wielkiej energicznej ewolucji, budującej się na intensywnych rytmach, miała Orkiestra Filharmonii Narodowej pod batutą młodego dyrygenta Sergeya Smbatyan, która bardzo precyzyjnie i z wyrazem towarzyszyła solistce. Leticia Moreno pokazała się jako duża osobowość artystyczna, w najmniejszym szczególe panowała – można było odnieść wrażenie – nad całą orkiestrą. Lubi te ciemności Szostakowicza, gęste wibracje, to niewątpliwie jej muzyczny świat. Kulminacja dzieła o motorycznych przebiegach jakby z pogranicza szaleństwa, Burlesque: Allegro con brio, objawiła szeroką paletę możliwości i dużą techniczną sprawność skrzypaczki.
Bohaterem w Siódmej Beethovena był już sam dyrygent, Sergey Smbatyan. W żadnym razie nie była to „książkowa” interpretacja tego wielkiego dzieła-hitu muzyki klasycznej. Ormiański kapelmistrz pokusił się o oryginalność. Jest niewątpliwie bardzo wrażliwym artystą, co szczególnie pięknie ujawniło się w części drugiej, Allegretto; słynny, podszyty smutkiem jak z requiem temat, otrzymał bardzo wysublimowane, kojące dynamiki, rzadko słyszy się tak urocze pianissimo orkiestry. Na drugim biegunie wyrazowym stoi część finałowa, Allegro con brio, które – jak pisze Mieczysław Tomaszewski – interpretatorzy nazywają euforią, „eksplozją siły witalnej”, „ekstazą radości”. I chyba takie emocje w zebranych w sali koncertowej Filharmonii Narodowej wzbudziło to wykonanie Beethovenowskiego monumentu, gdyż dyrygent wzywany był na scenę oklaskami wielokrotnie.
Marta Januszkiewicz

back to the list