Festiwal

(Polski) Le Sage – 29 marca, 17.00

Sorry, this entry is only available in Polish. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

Są pianiści, którzy próbują w swoim repertuarze ogarnąć możliwie szerokie spektrum repertuarowe, są też i tacy, dla których celem artystycznej działalności jest specjalizacja w wybranym, wąskim wycinku historii muzyki europejskiej. Eric Le Sage jest artystą wyjątkowym – należąc do tej drugiej z wymienionych grup – od lat konsekwentnie poświęca się zgłębianiu twórczości Roberta Schumanna. Nikt obecnie nie może się równać z jego dokonaniami na polu interpretacji dzieł Schumanna na fortepian solo i fortepianowej kameralistyki. Pod szyldem audiofilskiej wytwórni Alpha dotychczas ukazało się dziewięć albumów Le Sage’a z Schumannowskim repertuarem. Co ważniejsze, wydaje się, że Le Sage szczególnym pietyzmem otacza tę mniej popularną część dorobku niemieckiego romantyka.

Pierwszy z monograficznych recitali Erica Le Sage’a swoją programową kulminację miał w cyklu Etiud symfonicznych op. 13 (w „przykrojonej” do potrzeb wydania przez kompozytora wersji), ale rozpoczynały go właśnie „unikaty”: Blumenstück op. 19 i trzy Romanse op. 28, dopełnione rozbudowaną Humoreską op. 20. Wyraźnie przeziera z takiego układu utworów programowy zamysł: część pierwsza to ciekawie zakomponowana całość z utworów formalnie nieschematycznych, rozwichrzonych, konstrukcyjnie nawet „niepoukładanych”, znajdujących przeciwwagę w cyklu wariacyjnym, jakim jest przecież opus 13. Dodać trzeba, że Le Sage postawił sobie poprzeczkę wymagań bardzo wysoko, bo akurat owe trzy dzieła Schumanna (op. 19, 28 i 20) nastręczają potencjalnemu wykonawcy nie lada trudności: trzeba doskonale przemyśleć ich dramaturgię, skontrastować wyraz poszczególnych odcinków, wycyzelować odmian, dobierać właściwe barwy i nieustannie je cieniować. Schumann często operuje w nich powtórzeniami, dość kapryśnie rzuca muzyczne myśli, by zaraz z ich kontynuacji zrezygnować i zapuścić się w przestrzenie, w które na przykład Chopin (ROBERCIE!…) nigdy by nie zawitał.

Eric Le Sage potrafił jednak znaleźć odpowiedni klucz i do pierwszej miniatury (Blumentstück) i do Humoreski, a nade wszystko do trzech Romansów. Drugi – pod placami Le Sage’a jawił się po prostu po mistrzowsku. Rozbudowana Humoreska przykuwała uwagę ciekawymi barwami i różnicowaną odpowiednio narracją – chylę czoła przed pianistą, bo (tak zupełnie na marginesie) ciągle nie potrafię się do tego najdziwniejszego z dzieł Schumanna przekonać. Może o próbach jej racjonalnego pojęcia należy po prostu zapomnieć i dać się ponieść emocjom? Przekonywał do tego Eric Le Sage i chyba mu się udało. Etiudy symfoniczne dość konsekwentnie rozpięte natomiast zostały między dwoma biegunami – subtelnej ciszy i potęgi brzmienia kulminującej w wielkim, brawurowym finale. U Le Sage’a brzmiał Finał prawie jak Prokofiew! I jakby Eric Le Sage żałował pięciu etiud, usuniętych przez kompozytora z cyklu – wykonał je więc na bis.

Marcin Majchrowski (Polskie Radio)

back to the list