Festiwal

(Polski) Brockes Passion

Sorry, this entry is only available in Polish. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

Finis coronat opus – jeszcze raz stara łacińska sentencja sprawdziła się, bo zakończenie 13. (szczęśliwego!) Wielkanocnego Festiwalu Ludwika van Beethovena było iście królewskie, lepszego nie można było sobie wymarzyć. Apetyt rozbudzały już zapowiedzi programowe – niemal zupełnie nieobecna w świadomości melomanów, praktyce wykonawczej i w nowoczesnych nagraniach, ale za to słynna w kręgach muzykologicznych Brockes Passion Jerzego Fryderyka Haendla. Doborowy skład wykonawców przyprawiał o dreszcz emocji – dwa znakomite zespoły: Collegium Vocale z Gandawy i jedna z najlepszych obecnie orkiestr barokowych Akademie für Alte Musik Berlin. Czy dla miłośników baroku i wielbicieli odkrywania dzieł nieznanych trzeba więcej? Po prostu programowy strzał w dziesiątkę!

Haendla reklamować nie trzeba, ale warto choć słowo wtrącić tu o autorze libretta pasyjnego oratorium – hamburskim senatorze i poecie Bartholdzie Heinrichu Brockesie (1680-1747). Studiował prawo w Halle, podróżował po całej Europie, a w rodzinnym Hamburgu zakładał towarzystwa, zajmował się działalnością społeczną i obywatelską (wśród współczesnych rajców miejskich nawet nie próbuję szukać konkurentów – z poezją na pewno są nieźle na bakier). Do historii muzyki wszedł właściwie za sprawą dwóch swych potężnych pasyjnych librett – pierwsze z nich Der für die Sünden der Welt gemarterte und sterbende Jesus, z roku 1712, okazało się wśród ówczesnych kompozytorów absolutnym bestsellerem i zaowocowało pokaźną liczbą muzycznych opracowań. Ten tekst Brockesa wzięli na swój warsztat Mattheson, Fasch, Stölzel, Telemann, właśnie Haendel i wielu innych. Wielki Jan Sebastian Bach w swojej Pasji Janowej wykorzystał go we fragmentach.

Pasja Haendla nie może równać się popularnością w naszych czasach z Bachowskimi arcydziełami. Jest prawie zupełnie inna i by ją docenić, o pasjach Bacha trzeba na chwilę zapomnieć. Inny jest u Haendla i Brockesa sposób narracji (nie ma bezpośrednich cytatów tekstu ewangelii), inna konstrukcja i dramaturgia. Haendel, opracowując bardzo słodką i egzaltowaną poezję Brockesa dramatyczne chóry musiał ograniczyć do minimum, a uwypuklić liryczną refleksję w bardzo bogatej palecie solowych arii (obsada wymaga aż 16 solistów). To nie ułatwia zadania ani wykonawcom, ani zrozumienia konstrukcji słuchaczowi.

W Warszawie główne partie solowe powierzone zostały pięciorgu śpiewaków. Zdecydowanie najlepiej wypadli – fantastyczna Johanette Zomer (która w ostatniej chwili zastąpiła Svetlanę Donevą) i Ewangelista Hans Jörg Mammel. Powinienem wymienić wszystkich, ale oni dominowali, mając do wykonania najobszerniejsze partie. Zespoły – Collegium Vocale i berlińska Akademia Muzyki Dawnej – brzmiały znakomicie. Perfekcja gry szła absolutnie w parze z niezwykłym wyczuciem stylu, zrozumieniem i oddaniem specyficznej konwencji dzieła Haendla. Wielka w tym zasługa Marcusa Creeda, który oprócz oddawania liryzmu, potrafił świetnie wychwycić i uwypuklić wszystkie momenty dramatyczne utworu. A o kunszcie gandawskiego Collegium Vocale niech świadczyć fakt, że to właśnie ci śpiewacy wykonywali drobniejsze solowe partie. Realizacji basso continuo od orkiestry z Berlina trzeba się po prostu uczyć (dedykuję to wielu barokowym ansamblom). Szkoda, że wszystko skończyło się po dwóch godzinach – zdaje się, że poczynione zostały w partyturze skróty – nawet nie wiadomo, kiedy minęły…

Marcin Majchrowski
(Polskie Radio)

back to the list