Festiwal

(Polski) Rudolf Buchbinder – recital drugi

Sorry, this entry is only available in Polish. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

Zagadnienie formy sonatowej jest w twórczości Ludwiga van Beethovena sprawą pierwszorzędną. Dlatego warto chyba choć wspomnieć o najważniejszych kwestiach w kontekście wieczoru Beethovenowskich Sonat w wykonaniu Rudolfa Buchbindera. Do rozważań tych popchnął mnie zadziwiający brak konsekwencji w realizacji znaków repetycji przez tego pianistę. W Sonacie B-dur op. 22 opuścił repetycję ekspozycji, w sonatach G-dur op. 49 nr 2 i c-moll „Patetycznej” op. 13 zrealizował wszystkie znaki. Po przerwie wykonał połowę w Sonacie G-dur op. 79 i wszystkie w „Waldsteinowskiej” op. 53, by na koniec nie dać żadnej repetycji w zagranym na bis finale z sonaty „Księżycowej”.
Otóż znaki repetycji są po to, by nadać formie sonatowej budowę dwuczęściową. Jeśli się ich nie respektuje w wykonaniu, wtedy prawidłowo zbudowana forma dwuczęściowa przekształca się w nieudolnie i błędnie utworzoną formę trójdzielną udającą trzyczęściową, ale nie mającą z nią nic wspólnego. Każdy słyszał o tym, że Beethoven miał zerwać z klasycystycznym modelem dwuczęściowym by przekształcić formę sonatową w nowoczesną, romantyczną formę trójdzielną. To marksistowskie brednie (ale nie od Karola, tylko od Adolfa Bernhardta pochodzące). Forma sonatowa po Beethovenie nigdy nie była trójdzielna! Ani Chopin ani Brahms nie tworzyli jej w taki sposób. A gdyby samemu Beethovenowi przedstawić taką interpretację jego dzieła, można być pewnym, że nie wiedziałby, czy śmiać się, czy wyrzucić nas za drzwi.
Dobrze więc. Forma sonatowa jest dwuczęściowa a repetycja ma znaczenie strukturalne. Dlaczego więc istnieje tradycja jej opuszczania?
Rzekoma tradycja wynikła z ograniczeń wczesnej techniki nagraniowej. Na płycie się po prostu nie mieściła sonata w całości, więc skracano ją ile się dało. To zresztą dokładnie z tego powodu wszyscy dziś grają menuety z obiema powtórkami, trio z obiema powtórkami i menueta bez powtórek – bo tyle dokładnie mieściło się na jednej stronie wczesnych płyt gramofonowych.
Dziś na płycie mieści się tyle, że można bez przeszkód zarejestrować całość utworu bez niepotrzebnych skrótów. I tak też należy te dzieła wykonywać na estradzie!
Rudolf Buchbinder okazał się pianistą o doskonałym uderzeniu, sprawnym, panującym nad materią dzieła muzykiem. Z jakąż cudowną prostotą i humorem zagrał finał Sonaty G-dur op. 49 nr 2! Z jakim patosem – „Patetyczną”! Znakomicie też wypadła Sonata C-dur, robiąca wrażenie zarówno wyważoną pierwszą częścią jak i świetnie przeprowadzonym pod względem narracyjnym finałem. Publiczność wywoływała artystę na scenę już po pierwszej części recitalu, po drugiej klaszcząc na stojąco zmusiła Buchbindera do bisu, brawurowo zagranego finału Sonaty cis-moll op. 27 nr 2.

Krzysztof Komarnicki

back to the list