Festiwal

(Polski) Inauguracja Festiwalu

Sorry, this entry is only available in Polish. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

Przepis na inaugurację Festiwalu jest jeden: dobry, odpowiednio chwytliwy repertuar i elektryzujące publiczność nazwisko wykonawcy na afiszu. Pewnie nie dla wszystkich Uwertura do muzyki baletowej Twory Prometeusza (Die Geschöpfe des Prometheus) op. 43 czy VII Symfonia A-dur op. 92 są najpopularniejszymi dziełami Beethovena, ale paradoksalnie ów programowy wybór na pierwszy wieczór 13. Wielkanocnego Festiwalu Ludwika van Beethovena, uzupełniony Koncertem skrzypcowym D-dur op. 61, okazał się strzałem w dziesiątkę.

Element drugi przepisu wątpliwości nie budził – Anne-Sophie Mutter chciałby usłyszeć każdy miłośnik muzyki i pewnie wielu odeszło spod filharmonicznych kas z kwitkiem i nieskrywanym żalem. A było czego żałować, bo okazja zobaczenia i usłyszenia Anne-Sophie Mutter nad Wisłą zdarza się tylko raz na kilka lat. W oszałamiającej, wiosennej, żółtej kreacji (dobranej do koloru tulipanów zdobiących estradę?) wyglądała po prostu zjawiskowo. Jej fantastyczne skrzypce – Stradivarius „Lord Dunn Raven” z 1710 roku – brzmiały nieskazitelnie, górując nad orkiestrą nawet w najgłośniejszych tutti. Mutter zaproponowała interpretację Koncertu Beethovena, która zwolenników klasycznej ortodoksji i czystości stylistycznej mogła momentami konsternować, ale przecież ta skrzypaczka już bardzo dawno kroczy własną drogą i – jak stanowczo podkreśla – „jedyne, co zawsze obowiązuje w sztuce, to odsłanianie siebie i bezustanne dążenie do doskonałości”. Jej Beethoven okazał się więc trochę eklektyczny, chyba widziany przez pryzmat doświadczeń romantycznych, z dużą dozą swobody i agogicznych kontrastów. Pierwsza część grana była w tempie dość spokojnym, natomiast finałowe rondo, dla kontrastu, niezwykle energicznie, niemal nad ekspresyjnie. Nie obyło się jednak bez kilku intonacyjnych nieścisłości (początek ekspozycji!), ale można o nich właściwie zapomnieć, pamiętając za to o nieprawdopodobnie słodkich, ujmujących brzmieniową aurą i wykonawczą maestrią momentach centralnego Larghetto. Interpretację środkowego ogniwa Koncertu D-dur, jaką zaproponowała Mutter, zapamiętam na bardzo długo. Zachwyt publiczności był wielki, a gorąca owacja zaowocowała wykonaną na bis Sarabandą z II Partity d-moll BWV 1004 Jana Sebastiana Bacha. I znów przyjdzie czekać na występ Anne-Sophie Mutter czas jakiś, oby nie za długo…

A wracając do Uwertury i VII Symfonii: dawno już nie słyszałem tak wykonywanej muzyki Beethovena przez polskie orkiestry. Prowadzona przez Krzysztofa Pendereckiego Sinfonia Varsovia grała jak natchniona! To był po prostu świat muzycznej radości, optymizmu, witalizmu i brawury. Uwertura do Tworów Prometeusza, nie mogąca równać się popularnością z Egmontem czy Coriolanem, skrzyła się niczym diament; Presto i Allegro con brio (dwie ostatnie części) Siódmej Symfonii obezwładniały tempem i energią – takiego Beethovena można słuchać zawsze. I odnajdywać w nim antidotum na kryzysowe zawieruchy i szarość codzienności.

Marcin Majchrowski
(Polskie Radio)

Ps. Jeśli za symbol tegorocznego festiwalu można uznać iPod (vide plakat i słowo wstępne w oficjalnej części wieczoru), to nie może w nim zabraknąć Tworów Prometeusza Beethovena. Dziś szybko nadrobię ten dojmujący brak! M.M.

back to the list