Festiwal

(Polski) Podróż w niezwykłą krainę, 21 marca 2013

Sorry, this entry is only available in Polish. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

Kiedy chór zagrzmiał ze sceny trudno było uwierzyć, że to prawdziwy, żywy, ludzki instrument. „Te Deum” i monumentalna IV Symfonia Es-dur „Romantyczna” Antona Brucknera zabrzmiały w Filharmonii Narodowej podczas 17. Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena.
Na ten koncert czekałem od tygodni. W naszych filharmoniach, salach koncertowych czy kościołach rzadko się bowiem zdarza usłyszeć Brucknerowskie „Te Deum”, a już bardzo rzadko – w dobrym wykonaniu. Nie rozczarowałem się. W czwartkowy wieczór na festiwalowej scenie pojawiła się orkiestra Sinfonia Varsovia oraz Chór Opery i Filharmonii Podlaskiej pod batutą holenderskiego dyrygenta Huberta Soudanta.
Kilka pierwszych dźwięków i siła brzmienia, a właściwie grzmiący powiew dźwięków rzucił na kolana. Ale ta ogromna moc to nie jedyny, a właściwie nie najważniejszy element. Podlaski Chór zachwycał przede wszystkim doskonałą spójnością, jednorodnym brzmieniem i zrozumieniem idei tego dzieła. W dynamicznym forte fortissimo był jak tnące piorunami rozgniewane niebo, w chwilach gdy „Te Deum” przemieniało się w skrytą, intymną modlitwę zwyczajnego człowieka urzekał delikatnym i natchnionym piano pianissimo. I nie wiem, czy ten chór nie był dla mnie większym objawieniem niż zaproszeni do udziału w koncercie soliści. Tenor Charles Kim czy sopranistka Rebecca Evans śpiewali bez zarzutu. Mało tego – ich głosy znakomicie brzmiały w religijnej, acz pełnej skrajnych emocji kompozycji, a zwłaszcza w pięknie wykonanych ansamblach z towarzyszeniem skrzypiec solo (znakomity koncertmistrz Sinfonii Varsovii). Ale to chór był bohaterem i największą gwiazdą wieczoru.
Czwartkowy koncert pozostanie też w pamięci za sprawą orkiestry. Prowadzona mocną ręka przez Huberta Soudanta nie miała w IV Symfonii chwili wytchnienia. Kompozytor nazwał swe dzieło „Romantische Symphonie” i dopisał doń niejako programowe idee. „Średniowieczne miasto – świt – z miejskich wież rozlegają się poranne sygnały – bramy otwierają się – na dumnych rumakach rycerze ruszają galopem w pole – otacza ich czar lasu – szum drzew i śpiew ptaków – i tak rozwija się romantyczny obraz dalej. Scherzo to »Polowanie«, a jego Trio – »Biesiadna muzyka myśliwych podczas przerwy w polowaniu«” – tłumaczy w katalogu programowym Stanisław Kosz. Wystarczyło więc zamknąć oczy by przenieść się w tę niezwykłą krainę, bo kapitalnie koncertujące rogi już wzywały do rozpoczęcia polowania, zaś mistrzowskie pociągnięcia smyczków, tryle i zwiewne melodie fletów przywodziły na myśl świergot leśnych ptaków.
Układając program tego koncertu organizatorzy Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena połączyli wielkie wokalno-instrumentalne dzieło, będące swoistym wyznaniem wiary Brucknera (napisał je w podzięce Panu Bogu za to, że bezpiecznie przeprowadził go przez cierpienia), z czysto instrumentalną symfonią, której „program” dowodzić może chęci zbliżenia się kompozytora do bardziej przyziemnych, ludzkich spraw. Połączenie to nadzwyczaj ciekawe z historycznego punktu widzenia. Bruckner zmarł bowiem nie dokończywszy czwartej części IX Symfonii d-moll. Zamiast niej zwykło się wykonywać właśnie „Te Deum” (za jego sugestią) jako Symfonii wokalno-instrumentalny finał. I dopiero jego współczesna rekonstrukcja pozwoliła by piękne „Te Deum” mogło znów zaistnieć jako autonomiczny utwór i po blisko 150. latach przynieść kompozytorowi chwałę. Nie bez powodu przecież nazywane jest najwspanialszym religijnym dokonaniem Antona Brucknera.
Tomasz Handzlik

back to the list