Zbiór omówień utworów i biogramów w opracowaniu muzykologów, autorytetów z dziedziny kultury i sztuki. Jeżeli chcą Państwo wykorzystać poniższe treści prosimy o kontakt marta@beethoven.org.pl
Symfonia ta, która miano „Zegarowej” wzięła od figury odmierzającej staccato rytm części wolnej, należy do szeregu 12 arcydzieł zwanych „symfoniami londyńskimi”. Ich znaczenie jest epokowe. Są to bowiem kompozycje przeznaczone na koncerty publiczne, gromadzące setki słuchaczy w przestronnych wnętrzach. Haydn śmiało więc sięga po donośne efekty instrumentów dętych i kotłów, dla których przeciwwagę musi zapewnić proporcjonalnie bogata obsada smyczków. Symfonie te brzmią zupełnie inaczej niż te, pisane dla orkiestry na dworze Esterházych. I co ważniejsze - w żadnej z nich nie ma już form prostych. Każda z części, nie wyłączając menueta, ukształtowana jest za pomocą kunsztownych technik, wśród których prym wiedzie praca tematyczna i wyszukany kontrapunkt. Techniki te obejmują również sferę harmonii i rytmu, faktury i kolorystyki. Wszystko to umacniało konstrukcję, czyniąc ją zdolną do przenoszenia coraz większego ładunku wyrazowego. Również i w tej symfonii ma on swoją wagę.
• Krótki wstęp (Adagio) w tonacji d-moll daje wiele do myślenia. Pełznące to w górę, to w dół motywy, niskie rejestry i zmieniające się barwy sprawiają, że inaczej spoglądamy na żywe, pełne wigoru Presto. Kontrast tempa jest tak silny, że mamy wrażenie jakby twórca pośpiesznie pragnął zatrzeć posępny nastrój. Ale również i tu dominują gamowe przebiegi w obu kierunkach, tyle że już nie pełzną, a śmigają, zaś konsekwentna praca tematyczna rozrzuca je po całym utworze, napełniając go nieustannym ruchem.
• Część druga (Andante) jest cyklem wariacji, jak zwykle u Haydna nienumerowanych, przepływających jedna w drugą. „Zegarowy” temat zrazu tchnie spokojem, ale jego przekształcenia rozwijają bardzo szeroki wachlarz nastrojów. Burzliwe tutti przeplatają się z wariacjami wykonywanymi przez flet, obój, fagot i skrzypce, w miarowe tykanie wplatają się trzydziestodwójkowe pasaże i szeregi punktowanych rytmów, temat czasem brzmi jak kuranty a czasem jak pieśń przy kielichu, barwy zmieniają się jak w kalejdoskopie. Nie ma tu śladu schematu, w ogóle niczego, co można by przewidzieć.
• Menuet (Allegretto) nie jest tu już tańcem - ani dworskim, ani chłopskim. To samoistny gatunek, od którego droga wiedzie bezpośrednio do scherza. Oczywiście są tu elementy taneczne – motyw kroków zakończony tupnięciem i motyw wirujący, ale oba rozwijają się na sposób symfoniczny. Sporo tu typowo Haydnowskich przesunięć akcentów wywołanych kapryśnymi zmianami kierunku melodii. Najbardziej dają o sobie znać w Trio, gdzie wirująca melodia fletu unosi się ponad prosto zrytmizowanym burdonem smyczków aby nagle urwać się pod ciężarem niespodziewanego fortissimo całej orkiestry, która zresztą pod koniec podejmuje temat fletu nadając mu uroczyste brzmienie. To są właśnie efekty obliczone na wielkie zespoły w wypełnionych publicznością salach. Przejmie je Beethoven.
Finał (Vivace) opiera się na jednym tylko temacie wprowadzonym piano przez smyczki i zaraz potem przekształcanym w kilku dłuższych epizodach tutti wypełnionych intensywnym ruchem. Praca tematyczna trwa tu nieustannie, wybiegając daleko poza ramy przetworzenia, które wyróżnia się ujęciem w tonacji d-moll, i angażując technikę fugowaną (początek repryzy). Z tym wszystkim Finał nie sprawia wrażenia utworu „uczonego” – jest prawdziwą emanacją fantazji i siły twórczej, przekonującą - bo wspartą podziwu godnym mistrzostwem.
Maciej Negrey
Jest to jedno z ostatnich orkiestrowych dzieł Haydna. Napisane po powrocie mistrza z Londynu reprezentuje jego styl późny. Znać to w zróżnicowanej, odległej od schematów fakturze orkiestry, w śpiewności szczegółów i w dbałości o melodyczną urodę tematów. Spośród koncertów Haydna, ten należy do najpopularniejszych, nie można jednak po nim - z uwagi na skromność zamierzenia - oczekiwać takiego bogactwa wyrazu jak w koncertach wiolonczelowych mistrza. Jest za to bliski tradycji concerto militare, rozpowszechnionej w tych niespokojnych czasach, na jakie przypadł schyłek żywota Haydna.
• Część I – Allegro – dość okazała jak na niewielką skalę dzieła, pełna jest marszowych rytmów i fanfarowych zwrotów, kojarzących się z muzyką „wojskową”. Łączą się one z charakterem instrumentu solowego, który jednak prowadzi również diatoniczne kantyleny i chromatyczne łączniki, a w przetworzeniu wędruje w odleglejsze tonacje. Ku końcowi coraz więcej tu gamowych biegników i trylów, dalekich skoków i triolowych pasaży, nie one jednak decydują o wydźwięku całości, lecz idealne proporcje i wyraz radosnej powagi.
• Miniaturowa część wolna (Andante) upływa w kołyszącym rytmie siciliany, nieczęsto spotykanym u Haydna. Soliście powierzone zostaje rozwinięcie głównej, kantylenowej myśli; orkiestra ma więcej do powiedzenia w modulacjach środkowego odcinka. Skojarzenie z typową dla concerto militare sceną „nocy w obozie” wydaje się tu być na miejscu. Na pewno zaś jest to chwila wytchnienia dla koncertanta przed trudniejszym finałem.
• Finał ów (Allegro) jest – mimo zwięzłej postaci – kompletnym rondem sonatowym, zawierającym przetworzenie głównego tematu w środkowym epizodzie. A temat ten – to jedna z powszechnie znanych klasycznych melodii, wprost stworzona dla trąbki, wspaniałe objawienie inwencji Haydna. Równie zajmujący jest drugi temat, szczególnie efektownie poprowadzony w repryzie, gdzie sięga wysokich rejestrów. Oba nie urodziły się zapewne pod londyńskim niebem; najlepszym określeniem byłoby dla nich a’ la cracovienne. Solista ma okazję popisać się znajomością różnych odmian staccato i umiejętnością gry legato w dynamice piano oraz stosowania efektownego crescendo. A wszystko po to, aby tym lepiej oddać pełne polotu i fantazji pomysły starego mistrza.
Koncert został przeznaczony na trąbkę klapową – instrument umożliwiający łatwiejsze osiąganie dźwięków chromatycznych. Jednak otwory w korpusie instrumentu naruszały jego spoistość i mąciły brzmienie. Dlatego wkrótce wyszedł z użycia a Koncert wykonuje się dziś na nowoczesnych trąbkach wentylowych..
Maciej Negrey
Joseph Haydn (1732-1809)
Symfonia D-dur nr 104
Jest wiosna 1795 roku. 63-letni Haydn kreśli na partyturze Symfonii D-dur słowa: „Dwunasta, jaką skomponowałem w Anglii”. Po raz pierwszy był tu w latach 1791-92. Johann Peter Salomon, dyrektor koncertów abonamentowych wiedział, że pozyskał najsłynniejszego kompozytora na świecie. Haydn napisał dlań 6 symfonii i mnóstwo innych utworów. A teraz dopełnił kolejnej umowy. Wprawdzie koncerty abonamentowe zawieszono, ale 4 maja 1795 roku Symfonia D-dur zabrzmiała na jednym z serii koncertów operowych. Triumf był zupełny.
Każda z 12 symfonii londyńskich jest dziełem odrębnym, nieporównywalnym z tysiącami seryjnie pisanych w ówczesnej Europie symfonii, włączając w to dotychczasowe dzieła samego Haydna. Inaczej niż tamte, „komnatowe” – przeznaczone są dla wielkich orkiestr występujących przed tłumnie zgromadzoną publicznością.
∙ Symfonia D-dur nr 104 wieńczy tę galerię arcydzieł. Już sam wstęp do niej (Adagio) jest jak monumentalny portyk wiodący przez trzy strefy światła i cienia ku wrotom świątyni sztuki. Za nimi wznosi się konstrukcja o idealnych proporcjach i przyjaznych kształtach. Allegro bowiem, jeśli tylko nie jest grane zbyt szybko, wywiera wrażenie powagi i radości zarazem. Jego tematy są naturalne i łączy je wspólnota materii, jakby były wyrzeźbione z tego samego pnia.
∙ Andante – to temat z wariacjami. Temat ujmuje pięknem, wariacje zaskakują nieprzewidywalnym biegiem. Chwile zupełnej ciszy i gorące wybuchy są jak porywy serca, które oparło się starości.
∙ Menuet – to królestwo humoru oświetlone tysiącem barw. Temat, raz wesoły, raz uroczysty, dyktuje taneczną miarę, która już w chwilę później myli się co krok. W Trio zaś poufną atmosferę mącą „uczone” kontrapunkty, prowadzące do wciąż nowych tonacji.
∙ Finał (Allegro molto) jest arcydziełem, które można porównać tylko z finałem Symfonii Jowiszowej Mozarta. Główny temat oparty na angielskiej piosence „Hot cross buns” z całą swoją zamaszystą radością przebija się przez gęstwę barwnych kontrapunktów – jest to w istocie mistrzowska konstrukcja polifoniczna. Temat drugi – to zdumiewająca zapowiedź hymnicznych zakończeń, których pełno później u Beethovena. Siła, radość, kunszt i - mimo wszystko - odrobina patosu. Oto wrażenia, jakie pozostawia po sobie ostatnia z Haydnowskich symfonii.
Maciej Negrey