Przeciwieństwa lubią się przyciągać i uzupełniać. Efekty takiego oddziaływania mogą być różne, a kluczowa jest kwestia proporcji. Kiedy przeciwstawne elementy są dobrze wyważone – zyskujemy poczucie pełni artystycznych doświadczeń; kiedy jednak jeden z biegunów dominuje, proporcje ulegają wydatnemu zachwianiu. Owo uogólnienie odnoszę do nienajlepszych niestety wrażeń z koncertu Wiener KammerOrchester, występującej pod batutą polskiego kontrabasisty i dyrygenta – Jurka Dybała.
Po stronie aktywów zapisuję trzy punkty. Po pierwsze świetnego solistę: Xaviera de Maistre, na co dzień harfistę Wiener Philharmoniker (w której zresztą gra także Jerzy Dybał). Po drugie jego pełną wirtuozowskiego zacięcia interpretację Koncertu fortepianowego D-dur Józefa Haydna (we własnej transkrypcji na harfę). Po trzecie przypomnienie w programie Uwertury g-moll Franciszka Lessla, czyli jedynego śladu jego symfonicznej twórczości, który zachował się do naszych czasów. Uwertura jest właściwie finałowym ogniwem utworu, który, jak większość dorobku ucznia Józefa Haydna, najwytrawniejszego z polskich klasyków – przepadł w odmętach czasu i burzach dziejowych.
Xavier de Maistre zasługiwał na największe uznanie i najbardziej rzęsiste oklaski i tak zresztą przez publiczność została jego świetna gra uhonorowana. Zrewanżował się dwoma wirtuozowskimi bisami, a ja żałowałem, że nie grał tego wieczoru dłużej.
Niestety, szkoda mi było i Symfonii Es-dur „Merkury” Józefa Haydna i przede wszystkim Symfonii C-dur „Jowiszowej” Wolfganga Amadeusza Mozarta – o ich wykonaniu chcę jak najszybciej zapomnieć. Ani pomysł na ich interpretację, ani sposób realizacji tego pomysłu nie był zadowalający. Z całą pewnością nie był to wymarzony dzień ani Wiener KammerOrchester, ani Jurka Dybała. Zapewne bywały lepsze, a w całym koncercie przeciwieństwa się nie zrównoważyły.
Marcin Majchrowski
(Polskie Radio)
Najnowsze komentarze