Impresariat

„Eroica” , Maksymiuk i Sinfonia Varsovia – muzyka jako żywioł

Jerzemu Maksymiukowi muzyka pali się w rękach. A on pali się do tego, aby ją grać. Wyszedł na estradę, zanim zabrzmiała festiwalowa fanfara, którą zawsze na Wielkanocnym Festiwalu rozpoczynają się koncerty. Mistrz w białej koszuli stał z tyłu estrady i powoli przesuwał między pulpitami muzyków orkiestry Sinfonia Varsovia w stronę podium dyrygenta. Widać było, że na ten koncert czekał od dawna. W wywiadzie, który przeprowadził dla „Beethoven Magazine” Michał Klubiński, Maksymiuk powiedział, że uważa III Symfonię Es-dur „Eroikę” za najdoskonalszą z Beethovenowskich symfonii i że niegdyś chętnie dyrygował tym utworem na londyńskich Promsach. „Eroica jest nieprawdopodobnie złożona, począwszy od wyjątkowo rozbudowanego allegra, poprzez marsz żałobny, a skończywszy na podwójnych wariacjach z fugatem. Weźmy przetworzenie, tak obszerne, bo pięcioczęściowe, tak jakby Beethoven mówił: «Żeby żyć, muszę kogoś zjeść»” – to wciąż maestro Maksymiuk w wywiadzie dla „Beethoven Magazine”.

Koncert pod jego batutą składał się z dwóch dzieł geniusza z Bonn: uwertury Coriolan op. 62 i III Symfonii. Maksymiuk: „Są wspólne cechy tych dwóch utworów – muzyka rodzi się z jednego akordu i kulminuje na dysonansie”. W Coriolanie mistrz podkreślił sposób myślenia Beethovena, posługiwanie się prostymi motywami i rytmami, wyprowadzanymi szybko i energicznie jak cios i będącymi w ciągłym ruchu przetwarzania się.

Maksymiuk uwydatnił charakter utworu – bohaterem jest dawny patrycjusz rzymski skazany na banicję, który pragnie zemścić się na ojczyźnie, więc sprowadza pod Rzym wrogie wojska. W głównym temacie jakby toczyła się jakaś walka wewnętrzna, a muzyka srożyła się na długich, rozwibrowanych gniewem akordach. I tylko ten drugi temat taki liryczny, słodki, ale to tylko promyk, coś jak słońce przeświecające przez ciemne chmury (tak o muzyce Beethovena mówił Maksymiuk w innym wywiadzie). I nagle załamanie, powolnie cichnie muzyka, aż urywa się żałobnie w ciszy. Coriolan, postać tragiczna, odbiera sobie życie.

To, co zrobił Maksymiuk z Coriolanem, to rodzaj teatru muzycznego, wizjonerstwo w muzyce. Ale też trzeba do tego wybitnej orkiestry, która jest w stanie sprostać takiej wizji – Sinfonia Varsovia taką orkiestrą właśnie jest.

I wreszcie przyszedł czas na główne danie – Eroikę. Muzyka rozpoczyna się twardo postawionym akordem powtórzonym jeszcze dwukrotnie, zanim  wiolonczele zagrają pierwszy temat, a później kulminuje w krzyczących dysonansami akordach. Maksymiuka fascynuje żywiołowość muzyki, więc pod jego batutą Eroica cały czas szła do przodu, płynęła wartko jakby poruszana jakąś wewnętrzną sprężyną, niepokojem zdradzanym w „mrowiącym” tremolu smyczków (świetna artykulacja w kwintecie smyczkowym). To potężna masa dźwięków poruszająca się niczym lawa w nieustannej zmienność barw i kierunku ruchu – pokazuje Maksymiuk. Czasem subtelnieje, czasem wyładowuje się w dramatycznych akordach. I znów wizjonerstwo Maksymiuka, który odczytał wizjonerstwo Beethovena – oto obrazy wielkiego czynu, bitewnej chwały i waleczności anonsowane przez trąbki i kotły; oto starcia gigantów, wielkich mas dźwięków gryzących się wściele ze sobą (znów te dysonanse!). Muzyka jako żywioł.

Orkiestra grała świetnie, bardzo zespołowo, do tego świetne wejścia solowe fletu (Andrzej Krzyżanowski), klarnetu (Radosław Soroka), fagotu (Piotr Kamiński) i oboju, zwłaszcza w drugiej części, w której Arkadiusz Krupa pięknie wprowadził temat marsza żałobnego.

W drugiej części Maksymiuk ponownie rozsnuł przed słuchaczem dramatyczny obraz wojny, śmierci bohatera, na którego trumną powiewają sztandary. Zaś Scherzo (część trzecia) i finał z soczyście zagranym podwójnym fugatem były zagrane jakby na jednym oddechu, jakby muzyka była maszyną niepowstrzymanie prącą do przodu i wyrzucającą z siebie bez przerwy – jeden po drugim – kolejne pomysły i tematy.

„Bardzo brawo, wspaniale. Dziękuje bardzo” – powiedział na koniec Jerzy Maksymiuk, zwracając się do muzyków Sinfonii Varsovii. Żal tylko, że nie można było tego słuchać w sali koncertowej, jedynie online. Taki czas.

Anna S. Dębowska

Wtorek, 23 marca, godz. 19:30, Filharmonia Narodowa

powrót do listy recenzji

28. Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena

Następny