Boreyko i symfonia losu
Ten koncert z pewnością przejdzie do historii. Przede wszystkim jako otwarcie jubileuszowego 25. Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena.
Ale też jako otwarcie pierwszego Wielkanocnego Festiwalu, który odbywa się bez publiczności na widowni, lecz online dla słuchaczy zgromadzonych przed komputerami, korzystających z transmisji na kanale YouTube (a także w sposób tradycyjny na antenie radiowej „Dwójki).
W imieniu Elżbiety Pendereckiej, prezesa Stowarzyszenia im. Ludwiga van Beethovena, przywitał ich dyrektor Stowarzyszenia Andrzej Giza, mając w tle plakat festiwalowy zaprojektowany przez Zbigniewa Rogalskiego. Wszystko odbyło się jak za dawnych dobrych lat i ktoś nie poinformowany o lockdownie wprowadzonym przez rząd parę dni wcześniej w całej Polsce, który wykluczył obecność publiczności na sali, mógłby sądzić, że wszystko odbywa się normalnie – uroczyście i z właściwą temu festiwalowi kurtuazją.
Później inicjatywę przejął dyrygent Andrzej Boreyko, dyrektor artystyczny Filharmonii Narodowej. Orkiestra pod jego dyrekcją wykonała na początek muzykę do baletu Twory Prometeusza Ludwiga van Beethovena. Niewiele jest w dorobku Beethovena partytur scenicznych – poza operą Fidelio, jeszcze muzyka do kilku sztuk dramatycznych, drobiazgi, jak marsze i chóry do przedstawień, wreszcie dwie muzyki baletowe z pierwszych lat pobytu kompozytora w Wiedniu – Ritterballett i Twory Prometeusza z 1801 roku. Był to balet heroiczno-alegoryczny oparty na jednym z mitów greckich, w której kompozytor przedstawia Prometeusza jako stwórcę ludzi, istot o odmiennych cechach charakteru. Poza rozpoczynającą balet uwerturą Prometeusz dzieło to jest niezwykle rzadko wykonywane, a przecież piękne, jak choćby następująca zaraz po uwerturze część, w której solowe z początku wejścia harfy, fletu, fagotu i klarnetu przechodzą w pełen uroku dialog. W Tworach Prometeusza Beethoven pierwszy raz wykorzystał melodie zwane „prometejskimi”, które pojawiły się później w jego twórczości symfonicznej i fortepianowej. Jeden z tych tematów użył parę później w finale III Symfonii „Eroica”. Orkiestra Filharmonii Narodowej wykonała wybrane części partytury Tworów, składającej się z kilkudziesięciu „numerów” – wśród nich nie zabrakło właśnie słynnego tematu heroicznego, jakby był to sygnał i zapowiedź wtorkowego koncertu, na którym Jerzy Maksymiuk będzie dyrygował słynną III Symfonią Es-dur.
Wykonane następnie orkiestrowe Adagietto z Raju utraconego Krzysztofa Pendereckiego z solową partią rożka angielskiego (Joanna Monachowicz) przeniosło słuchaczy w inny świat dźwiękowy i inną ekspresję, gęstą od chromatyki, utrzymaną w elegijnym, a zarazem delikatnym tonie nostalgicznej liryki, tak charakterystycznej dla wielu dzieł Pendereckiego.
Wreszcie trzeci punkt programu – słynna „symfonia losu”, Piąta w tonacji c-moll. Andrzej Boreyko zaskoczył bardzo zachowawczym tempem pierwszej części Allegro con brio, w której pojawia się ów lapidarny „motyw losu”, następnie genialnie przetwarzany przez kompozytora. Takie podejście do tempa wydaje się wręcz rękawicą rzuconą aktualnej tendencji do wykonywania klasyki w hiper szybkich, gorączkowych tempach. Dyrygent wyraźnie dawał czas sobie i słuchaczowi na skupienie się na węzłowych, newralgicznych fragmentach dzieła, na napięciach harmonicznych, na pięknie współbrzmień różnych grup instrumentów, na pokazaniu faktury dzieła, jego błyskotliwej instrumentacji. W drugiej części dyrygent ze świadomością wydobył powracający w innym wariancie „motyw losu” z pierwszej części, część trzecia, w której pojawia się słynne fugato, przechodzące przez cały kwintet smyczkowy, od kontrabasów po pierwsze skrzypce i tutti, również poprowadzona była w spokojnym, stabilnym tempie, bez wrażenia ścigania się i zadyszki poszczególnych głosów. A przecież nie było w tej interpretacji jakiejś nadmiernej ciężkości, przeciwnie – może nie było w niej dreszczu i płomiennych emocji, lecz mimo to słuchało się jej wyśmienicie, tyle w niej było finezji, lekkości i klasycystycznej przejrzystości brzmienia. Tak było również w finale, w którym Beethoven pierwszy raz użył puzonów. To jakby marsz triumfalny przechodzący w zwycięską szarżę, odnoszący się do heroicznych wyczynów na polach bitew – świadectwo czasów, w których przyszło żyć wielkiemu twórcy. Mimo okrojenia składu orkiestry e względów covidowych, Andrzejowi Boreyce udało się zachować przepych brzmienia w tej radosnej w nastroju części.
Anna S. Dębowska
Sobota, 20 marca, godz. 19:30, Filharmonia Narodowa w Warszawie