Festiwal miał zakończyć się koncertem z udziałem Aleksandry Świgut i Orkiestry Sinfonia Varsovia pod dyrekcją Macieja Tworka. Niestety, znakomita pianistka musiał odwołać swój występ ze względu na niedobry stan zdrowia spowodowany pandemią. O sprawie poinformowała na Facebooku.
Na ostatnim festiwalowym koncercie w Filharmonii Narodowej wystąpił więc w zastępstwie Andrzej Wierciński, wykonując zaplanowany pierwotnie w programie III Koncert fortepianowy c-moll op. 37 Ludwiga van Beethovena. Kilka dni wcześniej interesująco grał Koncert e-moll Chopina, ale jego Beethoven był jeszcze bardziej przykuwający uwagę. Wierciński przeszedł przez dobrą szkołę Pawła Giliłowa w salzburskim Mozarteum. Świetnie czuje styl klasyczny. Krągły, klarowny ton, elegancko zaokrąglone wykończenia frazy, dbałość o czytelną, perlistą artykulację, błyskotliwie wykonana ornamentacja, szczypta wirtuozerii w kadencjach i emocjonalne zaangażowanie w tę piękną muzykę – te cechy sprawiły, że interpretacji Wiercińskiego słuchało się z niesłabnącą uwagą. Życzyłabym sobie może szerszej palety dynamiki, subtelniejszego jej różnicowania. Fantastycznie zabrzmiała trzecia część koncertu (Rondo. Allegro), pełna fantazji, skowronkowej radości i przekomarzania się z grającą jak na skrzydłach orkiestrą. Andrzej Wierciński i Maciej Tworek z orkiestrą Sinfonia Varsovia muzykowali z pasją, która udzielała się słuchaczom.
Wykonanie III Koncert c-moll poprzedziło Adagietto na orkiestrę smyczkową z Raju utraconego Krzysztofa Pendereckiego, w którym solistą na rożku angielskim był wybitny oboista SV Arkadiusz Krupa. Ukłon w stronę wielkiego kompozytora, który odszedł w marcu tego roku. Utwór piękny, wzruszający, tej samej klasy i charakteru, co słynne Adagio Samuela Barbera i Adagietto Gustava Mahlera, którego wykonaniu dyrygent Maciej Tworek oddał całe serce.
Jego pasja dla muzyka znalazła też odzwierciedlenie w wykonaniu VII Symfonii A-dur op. 92 Ludwiga van Beethovena, którą zadyrygował z pamięci. Zwrócił się też do publiczności, informując, że Krzysztof Penderecki ze wszystkich symfonii Beethovena najwyżej cenił właśnie Siódmą.
Pod jego batutą Symfonia A-dur rzeczywiście zabrzmiała jak „apoteoza tańca”, jak ją określił Wagner, zwłaszcza jej część trzecia, pełna ekstazy i zapamiętania się w pulsującym rytmie części pierwszej i czwartej. Miał do dyspozycji znakomitą orkiestrę, która mimo dłuższej przerwy w graniu spowodowanej wiosennym lockdownem i grania obecnie w zmniejszonym składzie, zaprezentowała świetną formę. Fantastycznie brzmiał kwintet smyczkowy, grający spójnie jak jeden organizm, z wyraziście zaznaczającą swoją obecność sekcją wiolonczel, w ciągłym dialogu z pierwszymi skrzypcami. A rewelacyjnie – sekcja instrumentów drewnianych i blaszanych, choć waltornie nie zawsze były idealne intonacyjnie. Imponowała spoistość brzmienia i zespołowość gry (dyrygent może zbyt mocno wyciągnął na plan pierwszy pohukiwania waltorni i trąbek) oraz muzykalność solistów (Andrzej Krzyżanowski na flecie, Arkadiusz Krupa na oboju, Piotr Kamiński na fagocie w środkowym ogniwie Allegretta).
Wspaniały koncert na godne zakończenie 24. Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena.
Anna S. Dębowska
Czwartek, 22 października, Filharmonia Narodowa