Impresariat

War Requiem na finał

W Wielki Piątek, ale też w 76. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim w Operze Narodowej pod dyrekcją Jacka Kaspszyka zabrzmiało Requiem wojenne Benjamina Brittena.

Na festiwalu to już tradycja, że Wielki Piątek jest zarezerwowany dla oratoryjnego dzieła o tematyce pasyjnej lub żałobnej: w ubiegłych latach prezentowano m. in. Stabat Mater Antonina Dworzaka, Niemieckie Requiem Johannesa Brahmsa, Messa da Requiem Giuseppe Verdiego czy Męczeństwo św. Sebastiana Claude’a Debussy’ego. Ekumeniczny i antywojenny wymiar tego dzieła jest oczywisty – Britten skomponował swoje Requiem w 1961 roku z okazji odbudowania katedry w Coventry, zburzonej w wyniku niemieckich nalotów bombowych w czasie II wojny światowej. Solistami w pierwszym wykonaniu, właśnie w odbudowanej katedrze, byli Peter Pears i Dietrich Fischer-Dieskau, przedstawiciele narodowości pozostających do niedawna w stanie wojny (zamiast planowanej Galiny Wiszniewskiej ze Związku Radzieckiego wystąpiła wtedy Irlandka Heather Harper). Muzyka i obsada miały więc symbolizować pojednanie, jednak dzieło Brittena pacyfisty stało się przede wszystkim gorzkim, momentami ironicznym, namysłem nad kondycją ludzką i tkwiącym w niej pierwiastku samozagłady. Britten zderzył łacińskie słowa i formę mszy żałobnej intonowanej przez chór z pełnymi tragizmu wierszami angielskiego poety Wilfreda Owena, który walczył na froncie I wojny światowej i zginął w ostatnich jej dniach. Tenor i baryton śpiewają słowa Owena ukazujące koszmar i absurd wojny uchwycone przez artystę, który był na pierwszej linii działań wojennych i oddał tam swoje życie.

Niektóre frazy libretta brzmiały w piątek niepokojąco aktualnie, np. wersy o tym, że mędrcy nawołują do wojny, a nienawiść się wzmaga zabrzmiały niczym dzwonek ostrzegawczy w uszach współczesnych słuchaczy, żyjących w świecie, w którym od lat toczą się na wielu frontach pełzające wojny i konflikty zbrojne.

Orkiestra Filharmonii Narodowej pod dyrekcją Jacka Kaspszyka grała sprawnie, ale prawdziwym bohaterem był Chór Filharmonii Narodowej, który tak bardzo się rozwinął, odkąd jego dyrektorem artystycznym został Bartosz Michałowski. Zjawiskowo brzmiał zwłaszcza w partiach a cappella, w muzycznej modlitwie sopranów i altów. Słowa uznania należą się także Warszawskiemu Chórowi Chłopięcemu pod kierunkiem Krzysztofa Kusiela-Moroza. Głęboko humanistyczną wymowę wprowadziły solowe partie wykonane przez Ekaterinę Sherbashenko (sopran), której wibrato z początku wydawało się zbyt natarczywe, później jednak jej głos nabrał szlachetności, barytona Michaela Kupfera-Radecky’ego i tenora lirycznego Steve’a Davislima.

Anna S. Dębowska

Piątek, 19 kwietnia, godz. 19.30, Teatr Wielki – Opera Narodowa

powrót do listy recenzji

28. Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena

Następny