Impresariat

„Credo” i hymny

Wielkie wrażenie zrobiło na słuchaczach Credo Krzysztofa Pendereckiego i finałowe, trzykrotnie powtórzone przez wszystkich wykonawców słowo Amen, pieczętujące wyznanie wiary w jednym z najbardziej wyjątkowych dzieł sakralnych końca XX wieku.

 

1.

Muzyka inspirowana religią to pokaźna część dorobku twórcy Pasji według św. Łukasza i Jutrzni. Jej właśnie poświęcony był wtorkowy koncert w Filharmonii Narodowej. Aby zaprezentować Credo, Stowarzyszenie im. Ludwiga van Beethovena, organizator Festiwalu Krzysztofa Pendereckiego, zatrudniło potężny aparat wykonawców, którym zadyrygował chilijski dyrygent Maximiano Valdés. To pięcioro solistów (Iwona Hossa – sopran I, Karolina Sikora – sopran II, Anna Lubańska – alt, Adam Zdunikowski – tenor, Wojtek Gierlach – bas), dwa chóry mieszane (Chór Opery i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku, Chór Filharmonii im. Karola Szymanowskiego w Krakowie) i Warszawski Chór Chłopięcy oraz Polską Orkiestrę Radiową. Wrażenie niezwykłe, nie tylko ze względu na rozmiar sił wykonawczych, ale przede wszystkim na piękno i moc twórczego natchnienia, której zawdzięczamy Credo. Początkowo Krzysztof Penderecki rozważał napisanie mszy. Takie otrzymał zamówienie od organizatorów Festiwalu Bachowskiego w Oregonie. Naszkicował nawet pięć części, ostatecznie jednak pochłonęła go całkowicie praca nad Credo, które rozrosło się do rozmiarów ośmioczęściowej kantaty.

2.

Valdés zadyrygował tym dziełem bardzo z rozmachem, ukazując jak potężna jest to architektura dźwiękowa i na jak szerokim planie jest ono rozrysowane. Pierwsza część, w której padają słowa wyznania wiary Credo in unum Deum są w stanie poruszyć serca wierzących i niewierzących, bo jest to również wyznanie wiary w muzykę – uroczysty początek Creda ma w sobie coś z ducha Missa solemnis Beethovena. Żałobne Crucifixus est wyśpiewuje alt – do tego fragmentu, który jest nabrzmiałym bólem, emocjonalnym centrum utworu dobrze pasował mocny, nacechowany ciemnymi barwami alt Anny Lubańskiej (i nie miało znaczenia kilka potknięć intonacyjnych). Z mocą śpiewał Wojtek Gierlach (Credo in unum Deum, Crucifixus est), ekspresyjnie brzmiały oba soprany, zwłaszcza Iwona Hossa, która pewnie przeszła przez wzburzone melizmaty z tekstem hymnu Pange lingua. Najbardziej poruszający moment: gdy z lewego balkonu nad estradą odezwał się Warszawski Chór Chłopięcy Któryś za nas cierpiał rany. Te niemal anielskie głosy odzywające się po polsku w samym środku łacińskiego tekstu, to znakomity zabieg dramaturgiczny, jakby naturalne przejście na język prostoty – język ludu, a nie liturgii – w wyrażaniu bólu i żalu.

3.

Zanim zabrzmiało Credo, usłyszeliśmy dwa hymny, które Krzysztof Penderecki skomponował w 1997 roku na urodziny dwóch miast: na 1000-lecie Gdańska (Hymn do św. Wojciecha) i 850 lat Moskwy (Hymn do św. Daniiła). Oba utwory napisał na chór mieszany i instrumenty dęte, choć w Hymnie do św. Daniiła pojawiają się również kontrabasy. Jednak najważniejsza rola przypada chórowi. W obu przypadkach wykonawcą był Chór Opery i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku pod dyrekcją Dawida Runtza. To ten sam 26-letni dyrygent, wychowanej Antoniego Wita i pierwszy dyrygent Polskiej Opery Królewskiej, który dyrygował Polonezem dla Niepodległej na rozpoczęcie Festiwalu Pendereckiego. W marcu tego roku debiutował na Wielkanocym Festiwalu Ludwiga van Beethovena w Warszawie, dyrygując utworem Leonarda Bernsteina Chichester Psalms na głos chłopięcy, chór i orkiestrę. Ma dobrą rękę do chórów, co potwierdziło się również w przypadku obu hymnów, zwłaszcza Do św. Daniiła, w którym dyrygent osiągnął zapisane w partyturze wielkie crescendo, narastające do ostatnich taktów utworu. Pokazał też piękno prawosławnej wielogłosowości, melodyjność fraz, które Penderecki napisał do tekstu w języku staro-cerkiewno-słowiańskim, tajemniczy nastrój w przeczuciu hierofanii tworzony u progu finału przez głęboko brzmiące basy i dźwięk dzwonów cerkiewnych (sekcja instrumentów perkusyjnych bardzo rozbudowana, jak zawsze w muzyce Krzysztofa Pendereckiego).

Anna S. Dębowska

Wtorek, 20 listopada 2018 roku, godz. 19.30, Filharmonia Narodowa w Warszawie

 

powrót do listy recenzji

VI Festiwal kompozycji romantycznych

Następny