Impresariat

Deutsches Symphonie Orchester – 26 marca, godz. 19.30

Drugi festiwalowy wieczór z berlińską Deutsches Symphonie Orchester dał możliwość podziwiania nieco odmiennego oblicza zespołu. Stało się tak za sprawą programu: w pierwszej części neoromantyczny, klasycyzujący II Koncert fortepianowy B-dur op. 83 Johannesa Brahmsa, absolutne arcydzieło gatunku, z solistą Kiryłem Gersteinem; w części drugiej jeszcze jedno dzieło, ukazujące pełnię wykonawczych możliwości orkiestry – balet Ognisty Ptak Igora Strawińskiego.
II Koncert B-dur Brahmsa można uznać za probierz możliwości interpretacyjnych każdego pianisty. Dzieło to pozwala zaprezentować pełnię walorów technicznego warsztatu, a także „zmierzyć” skalę wrażliwości artystycznej i – może przede wszystkim – muzycznej dojrzałości. W czterech ogniwach Koncertu jest bowiem miejsce i na pokazanie soczystego brzmienia, i na specyficznie rozumianą wirtuozerię (specyficznie, bo abstrahującą od lekkiego blichtru dawno w czasach Brahmsa zarzuconego stylu brillant). Utrafić przy tym trzeba w zupełnie wyjątkowy, trudny do zdefiniowania „Brahmsowski ton”, który nie może być w żaden sposób przerysowany. W interpretacji Gersteina ujęły mnie kantylenowe aspekty solowej partii, na czele ze świetnie wykoncypowaną częścią trzecią – urokliwym Andante. Dialog Gersteina, podejmowany z solowymi instrumentami orkiestry (doskonałe sola wiolonczeli i oboju!), prowadzony był dźwiękiem wysublimowanym, w tempie szczególnie podkreślającym spokój i jakąś pogodną idylliczność. Muzycy dawali sobie wzajem czas, nigdzie się nie spiesząc, pozwalając smakować pastelowe odcienie dźwięków, układających się w delikatną, muzyczna tkankę. Dyskretne piana, bardzo szlachetnej proweniencji były głównym atutem gry Gersteina. Może brakowało mi ciut gęstości i siły w brzmieniu fortepianu, może przydało by się więcej patosu – szczególnie w pierwszej części Koncertu – ale zrewanżował się Gerstein w scherzu (Allegro appasionato) i finale, podkreślając pogodną serdeczność jego wyrazu. I jakby było mu mało „zwykłej”, popisowej wirtuozerii u Brahmsa – na bis wybrał iście demoniczną balladę Schuberta Erlkönig, w fortepianowej transkrypcji Franciszka Liszta.
Dopełnieniem wrażeń, zarówno z pierwszej części wieczoru, jak i dnia poprzedniego (kiedy orkiestra przedstawiła kongenialną interpretację VII Symfonii Mahlera), był balet Ognisty Ptak Igora Strawińskiego. To jest muzyka wprost wymarzona dla zespołów, pragnących pokazać pełnię swoich wykonawczych możliwości. Zinstrumentowana na ogromny symfoniczny skład (wrażenie robi rozbudowana perkusja), skrząca się najróżniejszymi odcieniami nastrojów (od idylli do mrocznych, demonicznych wątków charakteryzujących Króla Kościeja) uważnemu słuchaczowi nie daje nawet chwili wytchnienia. Balet Strawińskiego jest przecież niezwykle barwny, a akcja toczy się jak w kalejdoskopie. Ingo Metzmacher – czujący się w XX-wiecznym i współczesnym repertuarze jak ryba w wodzie – interpretując Ognistego Ptaka raczej abstrahował od podkreślania pierwiastka emocjonalnego. Emocjom i wrażeniom dają się ponosić wykonawcy rosyjscy – Metzmacher podszedł do partytury Strawińskiego z racjonalnym chłodem. Dało to zdumiewające efekty, bo precyzyjnie odczytane detale (doskonale wykonywane przez muzyków) wzajemnie się potęgowały, budując artystyczną pełnię baletowej muzyki Strawińskiego. Koncepcja dramaturgiczna była przy tym doskonale przejrzysta, z wielką kulminacją w porywającym Piekielnym tańcu Kościeja i chwalebnym obrazem finałowym. Jeśli Mahler poprzedniego wieczoru był namiętny i ekstatyczny, to Strawiński stał się kwintesencją najszlachetniejszego racjonalizmu, który nie pozbawiał wcale tej muzyki wymiaru emocjonalnego. Wszystko było w odpowiednich proporcjach. I znów powinienem napisać, że w Deutsches Symphonie Orchester profesjonalizm idzie w parze z radosną pasją uprawiania sztuki. Bardzo żałowałem, że ten niecodzienny wieczór szybko się zakończył. W prezencie, na bis, dostaliśmy więc jeszcze uroczą Polkę cyrkową Igora Strawińskiego To utwór z ironicznym podtytułem „dla młodego słonia” – w wykonaniu berlińskiej orkiestry okazał się kwintesencją rubasznej lekkości.
Kiedy znów Deutsches Symphonie Orchester przyjedzie nad Wisłę? Oby jak najszybciej – już czekam z niecierpliwością.
Marcin Majchrowski (Polskie Radio)

powrót do listy recenzji

28. Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena

Następny