Łączenie w jednym programie różnych muzycznych światów, doświadczeń i, przede wszystkim, zapraszanie na jeden wieczór słuchaczy przyzwyczajonych w inny sposób reagować na wykonania, obarczone jest zawsze ryzykiem. Tym większe ukłony dla Organizatorów XIV Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena za odwagę. Odwaga jest zresztą siódmym przykazaniem w dekalogu Dyrektora Festiwalu opublikowanego w ostatnim „Beethoven Magazine”. Jak mówi Elżbieta Penderecka: „Odwaga. To wyjść poza obręb muzyki klasycznej, w stronę jazzu i wartościowej rozrywki. Współtworzyć projekty artystyczne z takimi indywidualnościami jak Mísia, Urszula Dudziak, Grażyna Auguścik, Andrzej Jagodziński Trio. Festiwal powinien zaspokajać głód muzyki pozarepertuarowej.”
Program popołudniowego koncertu składał się z dwóch interpretacji Sonaty b-moll op. 35 Fryderyka Chopina: najpierw wystąpił znakomity koreański pianista Julius-Jeongwon Kim, podając standard, punkt odniesienia dla jazzowej wersji Tria Andrzeja Jagodzińskiego. Dwa muzyczne światy miały się następnie połączyć w Etiudzie Ges-dur op. 25 nr 9. Kim dodał jeszcze jeden utwór na poczatek, był to Nokturn cis-moll op. 27 nr 1.
Publiczność, wśród której dominowali wielbiciele jazzu, była początkowo obojętna na interpretacyjne propozycje Kima, lecz ten stan rzeczy ulegał stopniowej zmianie. Mimo niezbyt korzystnego ustawienia instrumentów na estradzie (fortepian Kima stał odwrócony do ściany), dźwięk był zaskakująco dobry zarówno gdy chodzi o jego w barwę jak i siłę.
Sonatę Julius-Jeongwon Kim zagrał bardzo pewnie. Warto podkreślić, że artysta uwzględnił w wykonaniu znak repetycji w pierwszej części. Dzięki powtórzeniu ekspozycji zbudował dramatyczne napięcie, które pozwoliło mu na doprowadzenie do kulminacji formalne w drugiej części Doppio movimento. W Scherzu pianista czarował zmianami nastrojów i barw, co później podchwycili muzycy jazzowi.
Stwierdzenie, że każde doświadczenie wpływa na nasz odbiór świata jest niesamowicie banalne. A przy tym – zupełnie prawdziwe. Na koncercie inauguracyjnym mieliśmy przyjemność wysłuchać utworu Odblask Księżyca w Drugim Źródle, melodii, którą napisał Hua Yanjun, zinstrumentował zaś Wu Zuqiang. Utwór ten wykonała Szanghajska Orkiestra Symfoniczna. Była to miła dla ucha, przyjemna muzyka, która jednak wyrażała smutek i gorycz. Bez tego doświadczenia ocenilibyśmy wykonanie Marsza żałobnego jako chłodne, zdystansowane i nadmiernie obiektywne. Lecz zapoznawszy się ze sposobem wyrażania smutku i goryczy przez narody Dalekiego Wschodu, mogliśmy docenić wykonanie Kima. Były tu bowiem obecne te same elementy, co w Odblasku Księżyca…: słodycz dźwięku, ścisły takt, uśmiech, który nie wyrażał radości, lecz szacunek i żal. Było to niezwykłe doświadczenie.
Finałowe Presto wykonane zostało niemal bez użycia pedału, bardzo precyzyjnie i dokładnie. W rezultacie usłyszeliśmy bardzo udane koncertowe wykonanie Chopinowskiego arcydzieła. Gra Juliusa-Jeongwona Kima została przyjęda przez publiczność bardzo serdecznie.
Trio Andrzeja Jagodzińskiego (z liderem przy fortepianie, basistą Adamem Cegielskim i perkusistą Czesławem „Małym” Bartkowskim) zaprezentowało jazzową wersję Sonaty. Generalnie podążali oni za ogólną strukturą tego dzieła, zachowując dwa tematy w pierwszej części oraz oddając ideę powrotu materiału zarówno w tej części jak i w Scherzu. Bardzo ciekawie zabrzmiał finał, potraktowany motorycznie.
W pierwszej części, o formie dość niezwykłej dla jazzu, muzycy nie odeszli daleko od Chopinowskiego pierwowzoru, zachowując nawet wiele oryginalnych harmonii, brzmiących bardzo jazzowo. Jedyne zastrzeżenie mieliśmy do perkusisty, który nazbyt wiernie podążał za rytmem tematów, zamiast je kontrapunktować, oraz nieco za dużo uwagi poświęcał talerzom na niekorzyść membranofonów. W dalszych częściach to się jednak zmieniło, zwłaszcza w pełnym wyobraźni Scherzu.
Pomiędzy drugą a trzecią częścią Sonaty basista wykonał ładne solo, prowadzące do Marsza, który jednak został zaprezentowany bez typowych funeralnych skojarzeń. Muzyka była żywa, synkopowana, jedynie tu i tam błysnął Chopinowski motyw melodyczny. Łącznik między Marszem a finałem wykonany był przez Bartkowskiego, którego solo perkusyjne zostało entuzjastycznie odebrane przez publiczność.
Ostatnim punktem programu było wspólne wykonanie przez wszystkich muzyków Etiudy Ges-dur op. 25 nr 9. Znów zaczął Kim, poddając standard, lecz później i klasycznie wykształcony pianista wykonywał bardziej jazzowe fragmenty w interesującym dialogu pomiędzy dwoma fortepianami. Punktem kulminacyjnym było jednak zakończenie utworu z motywem na tłumionym talerzu. Radość wspólnego muzykowania udzieliła się publiczności, która domagała się bisu. Artyści wykonali więc Etiudę jeszcze raz – zupełnie inaczej. Było to w zgodzie zarówno z ideą jazzowej improwizacji, jak i z tym, co wiemy o własnych wykonaniach Fryderyka Chopina.
Krzysztof Komarnicki