Orkiestra Filharmonii Narodowej pojawiła się już po raz drugi podczas tegorocznego Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena. W programie znalazły się tym razem dwa arcydzieła muzycznego klasycyzmu: Wielka msza c-moll Wolfganga Amadeusza Mozarta oraz V Symfonia Ludwiga van Beethovena.
Msza Mozarta rozpięta jest pomiędzy uczonym stylem kościelnym, noszącym wyraźne ślady późnobarokowej retoryki muzycznej, a nowoczesnym, homofonicznym stylem operowym. Jest to jednak dzieło spójne (acz nieukończone), wymaga jednak ręki mistrza, który ma jasną wizję koncepcji całości dzieła. Jerzy Semkow jest artystą tego formatu, stąd potrafił przekonać Orkiestrę i Chór Filharmonii Narodowej, solistów i publiczność, aby podążyli za jego wizją. Absolutne panowanie nad orkiestrą zapewnił sobie dyskretnym, eleganckim gestem, ekonomicznym i precyzyjnym zarazem. Otwierający chór był podniosły i uroczysty, a Brigitte Fournier wpisała się w ten nastrój w swojej partii solowej, skupiając się na przekazie muzycznej treści, nie podejmując prób bardziej popisowego potraktowania swej partii.
Gloria była zaiste wspaniała, Tove Dahlberg zaś zaprezentowała piękną, precyzyjną koloraturę w Laudamus te. Obie sopranistki zaśpiewały świetny duet w Domine Deus, łącząc swe głosy w doskonałej harmonii, nie starając się wysforować. Po prostu – kameralne muzykowanie najczystszej próby. Głosom męskim nie zostały przez Mozarta powierzone duże partie, mimo to zarówno tenor (Benjamin Bruns) jak i bas (Simon Kirkbride) pokazali się z dobrej strony, z dużą kulturą wykonując swoje partie w ensemblach.
Gra dużej współczesnej orkiestry była przejrzysta w kontrapunktach, śpiew chóru był lekki, linie melodyczne były wyraźnie poprowadzone. Miało się nieledwie wrażenie, że na estradzie znajduje się pojedyncza obsada pulpitów. Wielka w tym zasługa dyrygenta, który potrafił plastycznie wydobyć niuanse faktury.
Specjalne słowa uznania należą się Chórowi Filharmonii Narodowej (przygotowanemu przez Henryka Wojnarowskiego). Artyści mogą zapisać niedzielny wieczór na konto swoich niewątpliwych sukcesów.
V Symfonia Beethovena wypełniła drugą część koncertu. Nie jest łatwo dodać coś własnego do wielkiej tradycji wykonawczej tego dzieła, jednak Jerzy Semkow był w stanie to uczynić. Jego interpretacja była świeża i chwilami niezwykła, zawsze jednak wysmakowana i płynąca wprost z kompozytorskiego zapisu. Wizja Semkowa raz jeszcze przekonała publiczność, która doceniła ten wielce udany wieczór.
Krzysztof Komarnicki
polskieradio.pl