Udzielając wywiadów przed premierą Pasji w reżyserii Grzegorza Jarzyny, Krzysztof Penderecki podkreślał, że choć komponowanie dzieła sakralnego – zwłaszcza o takich rozmiarach – nie było tym, czego socjalistyczne państwo oczekiwało po swoich artystach w latach 60. ubiegłego wieku, to jednak utwór ten nie jest afiszem propagandowym.
Zupełnie inaczej jest w przypadku późniejszego o mniej więcej dwie dekady Polskiego Requiem – poszczególne fragmenty poświecone są pamięci jednostek i zbiorowości, pamięci wydarzeń heroicznych i tragicznych: Powstaniu Warszawskiemu, Katyniowi, Ofiarom Grudnia ’70, św. Maksymilianowi Kolbe, kardynałowi Stefanowi Wyszyńskiemu, Karolowi Wojtyle. Chronologicznie pierwsza Lacrimosa powstała w trakcie karnawału „Solidarności” na uroczystość odsłonięcia pomnika Ofiar Grudnia ’70 w Gdańsku, dalsze części pisane były przede wszystkim do roku 1984, gdy po stanie wojennym nastroje społeczne znów opadły. Kolejne części Polskiego Requiem powstawały więc ku pokrzepieniu serc. A zatem – deklaracja polityczna. Manifest. Afisz.
Czy zatem utwór ma walor li-tylko dokumentalny? Przeciwnie. Jeżeli jest to afisz, to w takim znaczeniu, w jakim afiszem była III Symfonia Beethovena. A rozwijając dalej metaforę – zauważmy, że w Polsce szkoła plakatu trwa już w kolejnym pokoleniu twórców i plakat rodzimy jest z założenia dziełem sztuki.
Dedykacje, którymi kompozytor opatruje poszczególne części pisanego przez ćwierć wieku utworu (ostateczna redakcja pochodzi z roku 2005), osadzają dzieło w rodzimej historii, podobnie jak wprowadzenie do utworu suplikacji Święty Boże stanowi zakorzenienie warstwy muzycznej w polskiej tradycji muzycznej. Jak zauważa Regina Chłopicka, utwór stanowi „świadectwo głęboko osobistego stosunku Krzysztofa Pendereckiego do losów ojczyzny”. Jednocześnie użycie tekstu liturgicznego o wielowiekowej tradycji opracowań muzycznych nadaje całości wymiar uniwersalny i ponadczasowy.
Poruszające wykonanie w sobotni wieczór oddało sprawiedliwość tej monumentalnej kompozycji. Chór Mieszany Filharmonii im. Karola Szymanowskiego w Krakowie przejmująco utrzymywał napięcie w partiach a capella i doskonale brzmiał w partiach symfonicznych. Godne to podkreślenia, bo właśnie na chórze spoczywa – poprzez ekspresję tekstu – największa odpowiedzialność za obraz całości. Wielka w tym była zasługa Teresy Majki-Pacanek, która krakowski Chór przygotowała.
Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia w Katowicach pod batutą Jacka Kaspszyka wypadła równie znakomicie. Szczególnie podkreślić należy sola – obojowe i klarnetowe – mające ogromne znaczenie dla budowania nastroju kompozycji. Kulminacje budowane były w sposób przemyślany, na niezwykle długich płaszczyznach, i wytrzymywane ze znakomitym wyczucie, czasu. Po tej klasy wykonawcach i kapelmistrzu nie śmielibyśmy zresztą oczekiwać niczego innego.
Wreszcie trzeba wymienić wyrównany kwartet solistów. Byli to: Izabela Matuła – sopran, AgnieszkA Rehlis – mezzosopran, Rafał Bartmiński – tenor i Robert Jezierski – bas. Nie chcielibyśmy tu nikogo wyróżniać, nie możemy jednak nie zauważyć, że Agnieszka Rehlis zdobyła sobie pozycję czołowej interpretatorki dzieł Krzysztofa Pendereckiego, godnej następczyni Jadwigi Gadulanki.
Krzysztof Komarnicki
polskieradio.pl