1.
Robert Treviño „szybko stał się jednym z najbardziej ekscytujących współczesnych dyrygentów amerykańskich” – napisano w programie o kolejnym gościu 26. Wielkanocnego Festiwalu, który we wtorek dyrygował w Filharmonii Narodowej orkiestrą Sinfonia Varsovia w sposób, który ściśle odpowiadał temu cytatowi.
Treviño, rocznik 1984, dyrektor muzyczny Baskijskiej Orkiestry Narodowej i pierwszy gościnny dyrygent Orchestra Sinfonica Nazionale della RAI, to artysta niezwykle dynamiczny, lubiący mocną, wyraźną kreskę w muzycznej interpretacji. A przecież okazało się to nie od razu – koncert rozpoczął się wykonaniem „Adagia” z III Symfonii Krzysztofa Pendereckiego, które jest muzyką głęboko zamyśloną i liryczną, przywołującą wielkie dzieła kultury, jak „Preludium” do „Tristana i Izoldy” Wagnera, „Adagietto” z V Symfonii Mahlera czy własną, napisaną z początkiem lat 80. XX w. Symfonię „Wigilijną” kompozytora.
Wszystko to Sinfonia Varsovia zaznaczyła delikatnym ruchem smyczków i towarzyszących im instrumentów dętych drewnianych. Treviño znakomicie zaznaczył narastający dramatyzm tej narracji, który przechodzi w marsz żałobny, a wreszcie wyciszenie. Uroda i ekspresja tego dzieła wprost zaczarowała publiczność.
2.
Ów czar jednak prysł, bo na estradę trzeba było wprowadzić fortepian. Łukasz Krupiński, laureat Grand Prix konkursu pianistycznego w San Marino i finalista UK Piano Open wykonał III Koncert fortepianowy c-moll Ludwiga van Beethovena. Wydawało się, że z amerykańskim dyrygentem różnią się pod względem temperamentu. Łukasz Krupiński jest pianistą detalu, śpiewnej frazy, lirycznych uczuć, Robert Treviño zaś w muzyce słyszy przede wszystkim witalność, siłę i kolor, zmienność barw. To artysta bardzo ekstrawertyczny, lubi wprost komunikować się z publicznością. W Beethovenie słusznie postawił na podkreślenie kontrastów – dynamiki, trybu dur i moll i nastroju, podczas gdy Łukasz Krupiński zdawał się nie być zwolennikiem takiego wyostrzenia ekspresji. Dał się porwać witalnej sile tej muzyki w części trzeciej („Rondo. Allegro – Presto”), z której Treviño i orkiestra krzesali iskry energii – muzyka jakby paliła im się w rękach, a za sprawą intensywnej pracy kotłów uderzała wręcz w patetyczne tony. A przecież i w delikatnych tonach wydobywanych przez pianistę z fortepianu Steinwaya było dużo urody, kultury i zajmujących pomysłów interpretacyjnych. Pięknie zabrzmiało zwłaszcza „Largo” (cz. II) koncertu, w której Łukasz Krupiński utrzymał ton podniosłej kantyleny. Słuchanie tak pięknie brzmiącego fortepianu było samą przyjemnością.
Artysta bisował aranżacją Ferruccia Busoniego na temat kantaty „Ich ruf’ zu dir, Herr Jesu Christ” BWV 639 Johanna Sebastiana Bacha.
3.
Drugą część wieczoru wypełnił amerykański „Koncert na orkiestrę” Béli Bartóka. Amerykański, ponieważ powstał w 1943 roku, gdy węgierski kompozytor już od trzech lat przebywał w Ameryce. Nowy utwór zamówił u niego Sergiusz Kusewicki, ówczesny szef Bostońskiej Orkiestry Symfonicznej. Było to pierwsze od czterech lat dzieło kompozytora, zarazem rodzaj muzycznego testamentu, gdyż twórca zmarł niedługo później, w roku 1945 – pisząc to arcydzieło wiedział już, że ma białaczkę.
Robert Treviño poprzedził wykonanie „Koncertu na orkiestrę” krótkim wstępem skierowanym do publiczności. Wspomniał o tym, że Bartók obawiał się, że naziści zniszczą kulturę europejską, wymażą jej kulturowe odrębności, dlatego w „Koncercie” zawarł wiele autentycznych melodii ludowych z różnych stron dawnych Austro-Węgier (węgierska melodia taneczna, rumuńska melodia grana przez obój), a ów folklor znał przecież jak mało kto. Ludowa melodia ukraińska pojawia się już na samym początku utworu – jako inicjalny motyw grany przez grupę wiolonczel i kontrabasów. Treviño poprosił nawet tę grupę o zaprezentowanie kilku tonów tej melodii, dając do zrozumienia, że dzisiaj, kiedy trwa w Ukrainie wojna wywołana przez Rosję, kultura europejska znów jest zagrożona.
Treviño porwał wręcz muzyków Sinfonii Varsovii do brawurowego wykonania „Koncertu na orkiestrę”. Fantastyczne pole do popisu miały instrumenty dęte drewniane, zwłaszcza w drugiej części utworu (Giuoco delle coppie), gdzie intensywnie ze sobą dialogowały, dęte blaszane, zwłaszcza puzony, które z przekonaniem weszły w rolę instrumentów koncertujących. Znakomicie wypadł też kwintet smyczkowy, z szeroko płynącą melodią altówek, pięknym solo skrzypiec i błyskotliwą wirtuozerią motorycznego ruchu szesnastek w w wirtuozowskiej części piątej („Presto”).
Dyrygent i orkiestra bisowali dwukrotnie I i V „Tańcem węgierskim” Johannesa Brahmsa (oba w tonacji g-moll).
Anna S. Dębowska
Wtorek, 12 kwietnia, godz. 19:30, Filharmonia Narodowa w Warszawie