Festiwal

Wrocławska Orkiestra Kameralna „Leopoldinum”

Pomysł programowy koncertu Wrocławskiej Orkiestry Kameralnej „Leopoldinum” wydaje się znakomity – zestawienie dzieł młodzieńczych i dojrzałych. Nawet dla najwytrwalszych melomanów, znających filharmoniczną literaturę na wylot, wczesna smyczkowa sinfonia Feliksa Mendelssohna czy nieopusowany Konzertstück C-dur na skrzypce i orkiestrę Ludwiga van Beethovena są pozycjami z egzotycznych muzycznych marginaliów. Do tego dzieło niełatwe w odbiorze, wymagająca skupienia Wielka fuga B-dur op. 133 (w orkiestrowych „szatach” skrojonych przez Felixa Weingartnera) i fragmenty Suity lirycznej Albana Berga –bardzo wyrafinowany wybór z przestrzeni prawie 140 lat dziejów europejskiej muzyki.

Zaczęło się bardzo przyjemnie, wręcz uroczo – od ogłoszenia przez ujmującego uprzejmością Ernsta Kovacica zmian w kolejności wykonywanych kompozycji. Na pierwszy ogień poszły więc Trzy utwory z Suity lirycznej Berga, potem następowała IX Symfonia na smyczki Mendelssohna. Taki układ zaowocował monograficzną, poświęconą samemu Beethovenowi, częścią drugą wieczoru. W sumie owa błyskawiczna rewizja porządku wykonywanych utworów wyszła chyba na dobre, bo oprócz swoistej wyrazowej klamry (zarówno Suita liryczna jak Wielka fuga to dzieła bardzo poważne), publiczność usłyszała najpierw dzieło wykonane najlepiej. Austriacki skrzypek i dyrygent Ernst Kovacic, od dwóch lat szef artystyczny orkiestry Leopoldinum, jest przecież niezwykle cenionym interpretatorem muzyki współczesnej. Z materią Suity lirycznej Berga poradził sobie doskonale, a szczególnie ciekawie wypadło Allegro misterioso, operujące całą artykulacyjną paletą smyczkowej orkiestry i fascynującą, wyrafinowaną brzmieniowością.

Zbyt poważnie jednak potraktowana została IX Symfonia młodziutkiego Feliksa Mendelssohna. Warto może przypomnieć, że utwór ten powstał w roku 1823 – dwa lata przed Wielką fugą B-dur Beethovena, a jego twórca miał wówczas ledwie… 14 lat! Chciało by się więc słyszeć interpretację nie w stu procentach poważną, jakiś cień uśmiechu czy młodzieńczej naiwności w docierających z estrady dźwiękach. Gry z konwencją, owego przymrużenia oka na dziecięce wyobrażenia o świecie poważnym (taka przecież ta sinfonia jest!) – trochę w wykonaniu wrocławskiej orkiestry brakowało.

Rarytas repertuarowy, jakim jest Konzerstück C-dur na skrzypce i orkiestrę Ludwiga van Beethovena (fragment niezrealizowanego do końca skrzypcowego koncertu) był najbardziej oczekiwanym przeze mnie tego wieczoru utworem. Kovacic partię instrumentu solowego oddał z jasną, perlistą wirtuozerią, nad którą unosiła się radość muzykowania. Gdyby jeszcze perfekcja orkiestrowego akompaniamentu była taka, jak w nagraniach orkiestry Leopoldinum – efekt byłby absolutnie bezdyskusyjny.

Na koniec, Ernst Kovacic – równie ujmująco jak w pierwszej zapowiedzi – zadał publiczności zagadkę, a właściwie nie wymienił nazwiska twórcy wykonywanego na bis utworu. Niestety, musiał rozwiązać ją sam i nazwisko (Arnolda Schönberga) samemu wymienić, bo odpowiedzi z sali się niestety nie doczekał… Niełatwa to była zagadka.

Marcin Majchrowski
(Polskie Radio)

powrót do listy recenzji