Maurice Ravel (1875-1937)
Koncert fortepianowy G-dur
Prawykonanie tego dzieła, ukończonego na początku 1931 roku, miało się odbyć w marcu, w Amsterdamie, z udziałem Ravela jako pianisty. Kompozytor zapadł jednak na zdrowiu i dedykował dzieło pianistce Marguerite Long, która wykonała je po raz pierwszy w Paryżu, 14 stycznia 1932 roku. Wkrótce też wraz z Ravelem jako dyrygentem, wyruszyła na tournée po Europie. W ten sposób w marcu 1932 roku Koncert usłyszała Warszawa. Była to jedyna wizyta Ravela w Polsce.
Jest to ostatni większy utwór Ravela. Złe samopoczucie, które uniemożliwiło mu występy, okazało się początkiem ciężkiej choroby. Jeszcze rok wcześniej kompozytor pracował nad dwoma naraz koncertami fortepianowymi. Tym drugim był Koncert in D na lewą rękę, zamówiony przez pianistę Paula Wittgensteina, który stracił prawe ramię w czasie wojny. Ravel – sam kombatant – podjął projekt z entuzjazmem i oderwał się na jakiś czas od pracy nad Koncertem in G, nie po raz pierwszy zresztą. Już w 1911 roku szkicował utwór na fortepian i orkiestrę, oparty na motywach baskijskich. Jego materiał użyty został prawdopodobnie w I części Koncertu in G.
Koncert jest 3-częściowy i według słów Ravela nawiązuje do tradycji Mozarta i Saint-Saënsa, co miało wskazywać na ideał równowagi i klarowności, dziś zaś może skłaniać do refleksji nad sensem utartych poglądów na muzykę.
∙ Część pierwszą (Allegramente) rozpoczyna perkusyjnym impulsem żywy, dowcipnie rytmizowany temat, w którym prócz fortepianu koncertuje również trąbka. Temat drugi, poetycki i liryczny, zadziwia frazą jakby z jazzowego standardu rodem. Obydwa tematy wciąż następują po sobie w kolejnych wcieleniach. Kulminacją, i to liryczną, jest kadencja oparta na drugim temacie.
∙ Część druga (Adagio assai) ma bardzo niezwykłą postać. Długie i pełne prostoty solo fortepianu potrąca bezustannie o odległe tonacje, aby kilka chwil po wejściu fletu i pozostałych instrumentów, zakończyć się archaizowaną kadencją. Jego trójdzielny rytm trwa jednak nadal, koloryt zaciemnia się i w rejonie „złotego środka” następuje kulminacja, po której muzyka stopniowo wygasa.
∙ Początek trzeciej części (Presto) jest jeszcze bardziej impulsywny niż to miało miejsce w części pierwszej, a glissanda instrumentów dętych oraz fortepianu jeszcze bardziej „jazzowe”. Lecz to krótkie rondo z tematem wywiedzionym z prostej figuracji, z lapidarnym ritornelem, który ostatecznie kończy utwór (i który chyba był zaczynem kompozycji), z groteskowymi epizodami à la bataille i zaskakującymi kulminacjami pozornie banalnych motywów, ma swój oczywisty pierwowzór. Jest nim finał V Koncertu fortepianowego Saint-Saënsa. W ten sposób intencja Ravela znajduje swoje wyjaśnienie.
Maciej Negrey