Mozart Wolfgang Amadeus – Symfonia Es-dur KV 543

Symfonia Es-dur KV 543, ukończona 26 czerwca 1788, jest zapewne najmniej znaną z ostatniej trylogii Mozarta. Niewątpliwie odbiła się słabszym echem niż „klasyczna” „Jowiszowa” KV 551 (10 sierpnia 1788) czy „proto-romantyczna” g-moll KV 550 (25 czerwca 1788). Nie wiemy też, czym kierował się Mozart pisząc całą trylogię. Według tradycji powstały z wewnętrznej potrzeby kompozycji i nie doczekały się wykonania za życia autora. Może być też i tak, że Mozart napisał je w odpowiedzi na skomponowane nieco wcześniej „paryskie” symfonie Haydna, i że Mozart miał w związku z tym nadzieję na rychłą publikację. Natomiast za bezpośrednią przyczynę powstania trzech symfonii uważa się obecnie fakt, ż Mozart planował na lato (i zapewne jesień) roku 1788 serię koncertów abonamentowych, i że to z myślą o nich napisał wspomniane dzieła. Dowodem tego miałby być niedatowany list (zwykle umiejscawiany w czerwcu 1788) Mozarta do współ-masona Michaela Puchberga: „Nadal jestem Ci winien 8 dukatów – i choć teraz nie jestem w stanie Ci ich zwrócić, wierzę w Ciebie tak mocno, że ośmielam się prosić Cię o kolejne 100 florenów do przyszłego tygodnia (kiedy zaczną się moje koncerty w Kasynie).”
I choć KV 543 jest może mniej wybitna od pozostałych dzieł z tej serii, stanowi na pewno wybitne osiągnięcie symfoniki Mozarta. Już sama instrumentacja odróżnia ją nie tylko od K550 i 551, lecz również od wszystkich innych symfonii kompozytora: jako jedyne dzieło tego gatunku nie używa obojów, przez co nabiera charakterystycznego, ciemnego, wypolerowanego brzmienia – brzmienia, które już od pierwszego akordu przenosi słuchacza w świat Czarodziejskiego fletu. Wstęp, jego majestatyczne przedłużenia dźwięków i chromatyka, nadają całej pierwszej części chwiejny nastrój. Dopiero pod sam jego koniec – głównie za sprawą wspaniałej eksplozji rogów i trąbek – Allegro wreszcie jakby osiągało swój cel. Andante, w formie sonatowej, ale z dwuczęściowym tematem głównym, w którym powtarzają się obie części, jest równie niezwykłe: mimo pozornej przejrzystości tematu, to, co dzieje się potem – uporczywe poszukiwania w ramach otwierającej część myśli – wytwarza napięcie, które o końca nie zostaje całkowicie rozładowane. Należy zwrócić szczególną uwagę na spektakularne pasaże sekcji dętej: fletu, klarnetu, fagotu. Następnie pojawia się dworny menuet, z którym udanie kontrastuje trio o charakterze wiejskiego Ländlera, a finał z moto perpetuo, przywodzący na myśl Haydna, nie tyle stylem, co charakterem, bawi się oczekiwaniami słuchacza, modulując w odległe rejony i do ostatka wykorzystując niszczycielskie możliwości sprytnie rozmieszczonych pauz, szczególnie pod sam koniec utworu.
Cliff Eisen