Wokół Józefa Elsnera – Recenzja dzień 3.

Józef Elsner i jego uczniowie (Nowakowski, Dobrzyński i Krogulski)

 

Ostatni z trzech koncertów I Festiwalu Romantycznych Kompozycji, którego program skupiony był wokół postaci Józefa Elsnera, wypełniły utwory kameralne patrona festiwalu i jego uczniów: Józefa Nowakowskiego, Józefa Krogulskiego i Ignacego Feliksa Dobrzyńskiego. Dla wielu słuchaczy zgromadzonych w Oranżerii Pałacu Jana III Sobieskiego w Wilanowie było to odkrycie świetnej polskiej kameralistyki, tym lepszej, że w doskonałym, wręcz porywającym  wykonaniu.

Różnie układały się losy najwybitniejszych uczniów Józefa Elsnera. Józef Nowakowski, najstarszy z tej grupy (1800-1865) był zaprzyjaźniony z Chopinem i często odwiedzał go w Paryżu oraz dedykował mu swoje „Etiudy fortepianowe”. Był profesorem warszawskiego Instytutu Muzyki i cenionym pedagogiem.

Pochodzący z Tarnowa Józef Krogulski (1815-1842) uchodził za cudowne dziecko, a kompozycję studiował również pod kierunkiem Karola Kurpińskiego. Mimo krótkiego żywota – żył tylko 27 lat, powaliła go gruźlica – pozostawił po sobie blisko sto kompozycji, głównie muzykę kościelną, prowadził bowiem chór w kościele pijarów w Warszawie. Wreszcie Ignacy Feliks Dobrzyński (1807-1867), chyba najbardziej obiecująca kariera kompozytorska z całej trójki, był człowiekiem o wielkiej energii i zmyśle organizatorskim, który tworzył zespoły muzyczne i zabiegał o urządzanie koncertów symfonicznych, na których występował jako dyrygent, a równocześnie intensywnie komponował. Jego wielkim sukcesem była II nagroda na konkursie kompozytorskim w Wiedniu za II Symfonię c-moll, której wykonaniem w Lipsku dyrygował sam Felix Mendelssohn. Duży sukces przyniosła mu także opera Monbar, czyli Flibustierowie, w wersji koncertowej wykonana w Berlinie i Dreźnie. Później jednak kariera Dobrzyńskiego uległa osłabieniu i kompozytor został z czasem zupełnie zapomniany.

Niedzielny koncert miał jeszcze jednego bohatera – był nim pianista Łukasz Krupiński, który podjął się wykonania partii fortepianu w trzech potężnych utworach: Kwartecie fortepianowym Es-dur op. 15 Elsnera, Kwintecie fortepianowym Es-dur op. 17 Nowakowskiego i Kwartecie fortepianowym D-dur op. 2 Krogulskiego. Ale również towarzyszący mu muzycy – znakomity skrzypek Robert Kwiatkowski, członkowie Lutosławski Quartet: Marcin Markowicz, Artur Rozmysłowicz i Maciej Młodawski, oraz Marcel Markowski, lider grupy wiolonczel Sinfonii Varsovii, mieli do wykonania bardzo ambitne zadanie przedstawienia utworów gęstych, zmiennych wyrazowo, napisanych niekiedy wirtuozowsko i z rozmachem.

Przyznaję, że największe wrażenie zrobił na mnie Kwintet fortepianowy Es-dur Józefa Nowakowskiego, który swoją drogę kompozytorską rozpoczynał jako symfonik, autor czterech uwertur, dwóch symfonii i Koncertu klarnetowego, później jednak, jak pisze Marcin Gmys, z powodu represji po powstaniu listopadowym, „pozbawiony jakichkolwiek perspektyw dla wykonywania dzieł orkiestrowych, skoncentrował się na uprawianiu muzyki kameralnej i pieśni”. Ale ten pazur symfonika w Kwintecie Es-dur można było usłyszeć od pierwszego taktu, tym bardziej, że w obsadzie kwintetu, obok fortepianu, skrzypiec, altówki i wiolonczeli, kompozytor umieścił także kontrabas (na nim Tomasz Januchta), wzmacniający i pogłębiający brzmienie tego uroczystego utworu. Wrażenie symfonicznego rozmachu i pełnego pasji stosunku do muzyki powstało także dzięki ekspansywnej osobowości prowadzącego cały zespół skrzypka Roberta Kwiatkowskiego, solisty i koncertmistrza Polskiej Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku. Z kolei Marcin Markowicz, koncertmistrz Orkiestry Symfonicznej Narodowego Forum Muzyki oraz założyciel i drugi skrzypek Lutosławski Quartet, jako lider w Kwartecie Es-dur Elsnera, którym rozpoczął się koncert, reprezentował inny styl, bliski też charakterowi utworu: nie tak ostry rysunek linii melodycznej i wyrazistą, kontrastowaną dynamikę, jak Kwiatkowski, więcej zaś subtelności i delikatności dźwięku. Grę Markowicza, Rozmysłowicza na altówce i Młodawskiego na wiolonczeli, na co dzień partnerów w Lutosławski Quartet, cechowała spójność brzmienia i zamysłu interpretacyjnego – grają przecież ze sobą od wielu lat, z kolei Łukasz Krupiński dobrze odnalazł się w tym dojrzałym i dobrze zorganizowanym organizmie, jaki tworzą trzej smyczkowcy z Wrocławia.

Kwintet smyczkowy F-dur op. 20 na dwoje skrzypiec, altówkę i dwie wiolonczele Ignacego Feliksa Dobrzyńskiego, być może największe osiągnięcie kompozytora w dziedzinie kameralistyki, zrobił duże wrażenie. Nawet nie za sprawą energicznego marsza w punktowanym rytmie i umiejętności posługiwania się przez twórcę technikami polifonicznymi, ani też nie z powodu zadzierzystego mazur czy efektownego tanecznego finału, ale niezwykłej części trzeciej Andante doloroso ma non troppo lento. Bo jest to w istocie Mazurek Dąbrowskiego na smutno, refren „Jeszcze Polska nie zginęła” ujęty w nastroju bolesnym (doloroso) i lamentacyjnym, w której wyjątkowo pięknie zabrzmiał dialog altówki Artura Rozmysławicza ze szlachetnie brzmiącą wiolonczelą Marcela Markowskiego.

Anna S. Dębowska

I Festiwal Romantycznych Kompozycji „Wokół Józefa Elsnera, niedziela, 8 września, Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, Oranżeria